Liceum Ogólnokształcące nr 1 TPD w Chorzowie w latach 1950-1958
  3. Komentarze
 
 Zbyt długa zaczęła się robić strona "Kontrowersje", więc komentarze proszę teraz wpisywać na osobnej stronie, właśnie tutaj.


Komentarze

25 lutego 2008

http://www.binek.pl/       tadeusz@binek.pl

Chciałbym ustosunkować się do kronikarskiego zapisu absolwenta Gimnazjum “Słowaka”, później jego profesora, Janusza Paprockiego. Sam uczęszczałem do gimnazjum we Wrocławiu, ale jestem absolwentem szkoły podstawowej w Łagiewnikach Śląskich. Czuje się więc częściowo Ślązakiem i z tej regionalnej perspektywy chciałbym nawiązać do gimnazjalnej kroniki J. P.  Mianowicie uważam, że autor może być w swym “prawdziwym patriotyzmie” dumny nie tylko z warszawskich grobów powstańczych, ze zrywania plakatów referendalnych “Głosuj 3*TAK” itp., ale także z dokonań już po upadku PRL. Otóż latem ub. roku zwiedzałem po wielu latach Łagiewniki, Chorzów i oto moje spostrzeżenia: Górny Śląsk nie ma już charakteru zagłębia przemysłowego. Nie widać już np. kominów, które dominowały w krajobrazie, gdyż połowa kopalń i innego przemysłu została zlikwidowana. W Łagiewnikach po wielkiej kopalni Łagiewniki (Rozbark) została tylko zabytkowa cechownia. Po sławnej Hucie Zygmunt ostała się jedynie brama wjazdowa i ruiny bud. administracyjnego, zaś w Chorzowie skasowano Hutę im. T. Kościuszki. Faktycznie wydobycie węgla kamiennego wynosiło w Polsce w latach 1946-1980-2006 odpowiednio 47,3-193-95,4 mln t, zaś stali odpowiednio 1,2-19,5-10 mln t. Czyli w “wasalnej” Polsce Ludowej wielokrotny wzrost, w “wolnej” III RP regres o połowę. Jeszcze kilka latek solidarnościowego kapitalizmu, a niechciane “Pałace Kultury” zostaną wyburzone, reszta kopalń węgla sprzedana baronom niemieckim za kilka fenigów itp. “Prawdziwy Polak”, niezłomny patriota, prof. J. P. dożyje może jeszcze tej wymarzonej chwili, że PRL sczeźnie całkowicie, zakwitnie w pełni “złota wolność szlachecka” w najjaśniejszej Rzeczypospolitej i będzie “jak za króla Sasa”. Pardon, jestem historykiem i chyba trochę pomieszały mi się epoki.

Pozdrawiam - TB


Nowakowski Andrzej pisze:
Na forum "Słowaka" w  portalu "nasza-klasa"  założyłem dnia 13.03.2008. o godz. 22:10 wątek pod nazwą  "Zaproszenie", gdzie zapraszam tpd-ziaków, ale też młodzież i nauczycieli na niniejszą stronę "slowak-tpd". Już za niespełna godzinę pojawił się pierwszy komentarz Pani Anity Zapłatka.
Wszystkie kolejne wypowiedzi na wątku:


http://nasza-klasa.pl/school/19865/forum/32  


Poniżej tylko wybrane wypowiedzi z wątku "Zaproszenie"::


Anita Zapłatka (Bąk)
13.03.2008 23:04

 Warszawa 

    Jestem absolwentką "Słowaka", ale nie z czasów TPD, nie należę już do młodzieży i nie wiem, czy Pana zaproszenie obejmuje także mnie?
Pana wywód, lepiej byłoby powiedzieć - polemika ze wspomnieniami prof. Janusza Paprockiego (mojego wychowawcy i nauczyciela języka polskiego) zawiera w sobie zbyt wiele, zbyt poważnych wątków, aby móc się do niej ustosunkować w rzetelny sposób.
Mam jednak trzy uwagi, spostrzeżenia, które mi się nasunęły po lekturze Pana polemiki i - jeśli Pan pozwoli - pozwolę sobie zwrócić na nie uwagę.
1. Pana ocena dziejów powojennych mojego kraju, okresu PRL-u i tego, co się zdarzyło i dzieje po roku 1989 jest mi obca i przeczytałam Pana uwagi z niemałą trwogą. Powinnam dodać, że osoba prof. Paprockiego nie ma tu nic do rzeczy.
2. Przestrasza mnie w Pana tekście ilość użytych wykrzykników. To może niepoważna uwaga, ale żyję w przekonaniu, że krzykiem (czy podkrzykiwaniem) nikogo nie można do niczego przekonać.
3. Sama uczyłam kiedyś polskiego przez 7 lat w szkole. Nienawidziłam rozprawek, ale kochałam poezję i zamieniałam się z koleżankami na klasy, aby rozpływać się i rozbierać na części wiersze, których ona z kolei nie trawiła. Jestem przekonana, że nauczyciel, który przekazuje coś młodym ludziom z pasją - nawet gorzej merytorycznie przygotowany - jest w stanie nauczyć więcej od tego, który nienagannie klepie regułki.
Profesor J. Paprocki, istotnie, nie lubił gramatyki. Ja zaś, która wyszłam spod Jego ręki, byłam w niej najlepsza na swoim roku: i w historycznej, i porównawczej języków słowiańskich i w metodyce nauczania.
Poza tym - jeśli się mylę, to proszę, aby mi ktoś zwrócił uwagę - jeśli uwaga prof. Paprockiego brzmi ciepło i żartobliwie, to Pana kąśliwość skierowana pod adresem prof. Paprockiego w tej samej kwestii jest niegrzeczna. Tak to przynajmniej widzę.
Z wyrazami szacunku (dla odmiennych poglądów)
Anita Zapłatka


Równolegle toczy się polemika na forum "Slowaka" na "nasza-klasa":
http://nasza-klasa.pl/school/19865/forum/32?page=4



16.03.2008. 14:04  Andrzej Nowakowski

 

Witam serdecznie moich rozmówców! Całe szczęście, że nie zareagowałem w porywie emocji zbyt szybko, choć widziałem, że reakcja Pani Anity była natychmiastowa. W niespełna godzinę od chwili pokazania strony, obrugała mnie za niegrzeczność i  za nadmiar wykrzykników. Ciepło i z rozbawieniem odebrałem Pana Rafała z tym wykrzyknikiem. Pani Anita szybko się zreflektowała. Nie odmówię sobie jednak satysfakcji (wszak bywam uszczypliwy, a nawet kąśliwy, to prawda), choć emocje dawno opadły, żeby nie powiedzieć tak: „Nadmiar wykrzykników” zabrzmiał tak, jak „za dużo nut” w cesarskiej ocenie dzieła Mozarta (z filmu „Amadeusz”- pamiętacie?   ). Ale mniejsza o to.
Jakąż opinię do takiego elaboratu można mieć po godzinie...? Wiem, że to był poryw emocji... Ale do rzeczy: tak ciepło wspominacie Waszego Papcia (!) (tak, właśnie tu ma być wykrzyknik! – Pani Anito: czy ja naprawdę krzyczę?) I ja Was doskonale rozumiem. Sentymenty... Czy myślicie, że my nie mamy swoich sentymentów?! Wszyscy je mają! (Ja nie krzyczę!) Jakże boleśnie musiałby odebrać nasz Profesor Gurgacz taką ocenę swej pracy w okresie TPD, jaką mu przedstawiono w „Księdze...” Już nie żył. Nie mógł niczego sprostować, skorygować, bronić. A czasy były trudne. Ten wysiłek, zresztą uwieńczony sukcesem, o czym świadczą absolwenci z tamtych czasów, został zlekceważony w późniejszych „wspomnieniach kronikarskich”. Do dziś dalekim łukiem omija się niemal z obrzydzeniem czasy TPD. Poczytajcie: „Zapraszamy tych z Odrowążów i Słowaka”. Jesteśmy to winni, my uczniowie z tamtych czasów, naszemu „Trupowi” i innym profesorom tamtego okresu, pamiętając też o Profesorze Emilu Pieczce, Rysiu i ...podpowiadajcie mi... żeby się upomnieć o prawdziwą ocenę tamtego okresu i właściwą ocenę ich wysiłku. I nie dbam o to, że muszę przy tej sposobności zburzyć ten dzisiejszy sielankowo- euforyczny nastrój „Słowaka”. A, że padło akurat na Profesora Paprockiego... zlecono mu zadanie bycia kronikarzem, podjął się... a nie znał naszej szkoły z tamtych specyficznych czasów... wypowiedziane słowa zostały na papierze. A dziś się domagają sprawiedliwości. My też więc mamy swoje sentymenty i nie pozwolimy nikomu ich odebrać. Odbierano nam prawdziwą Polskę w tamtych czasach – bezskutecznie, a dziś chce się nam odebrać nawet dobre wspomnienia tamtych dni? Też na próżno! To po prostu obrzydliwość! Jestem niegrzeczny? Tak ! Cały ten wywód „Kontrowersje” jest „niegrzeczny”, obrazoburczy, no ale niestety wymagający przyjęcia pewnych postaw. A ileż możliwości? Bić się, czy nie bić? Nie zamierzam wykrzyknikami nikogo przekrzyczeć, ale jestem to winien mojej szkole i jej profesorom z tamtych czasów!

 

Anita Zapłatka (Bąk)  17.03.2008   23:01

 Jak obiecałam samej sobie - wczytałam się ponownie w polemikę p. A. Nowakowskiego ze wspomnieniami prof. J. Paprockiego, zapoznałam się także ze wszystkimi chyba głosami wokół tej sprawy, które znalazłam na stronie www.slowak-tpd.pl.tl
Gdybym miała zacząć od złośliwości co - rzecz jasna - z góry przesądzi o zabarwieniu mojej refleksji, to powiedziałbym, że chyba coś nie wyszło w tamtych latach z owym patriotyzmem, skoro głosy płyną od piewców PRL-u z jednej i od tych, którzy wyjechali do Niemiec - z drugiej strony.
Już wcześniej mówiłam, że zamieszczane tak polemiki zawierają ciężki materiał gatunkowy, a moja podstawowa trudność i kłopot polega na tym, że uczęszczałam do Słowaka w późniejszym okresie. Pojawia się jednak w materiale wiele wątków uniwersalnych, ponadczasowych i do tych można się "po swojemu" odnieść.
Śląsk. Przynależność narodowa w tym regionie była trudna do określenia choćby ze względów historycznych. Na przestrzeni wieków ścierały się tam nieustannie tendencje polskie, niemieckie i śląskie. Zatem Ślązak nie zawsze znaczyło Polak - czego świadomi byli wszyscy Ci, którzy wyjeżdżali w okresie powojennym do Niemiec wpisując w rubrykę "Narodowość" słowo: niemiecka lub śląska. Sadzę, że prof. Paprocki to właśnie miał na myśli, niefortunnie się przy tym wyraził i cały Pana wywód w tej kwestii jest niepotrzebny.
I całkiem na marginesie: na Śląsk przyjechałam z rodzicami mając 7 lat. Ojciec całe tygodnie przygotowywał mnie i brata to tej gwary tłumacząc, że ludzie na Śląsku też mówią po polsku, ale inaczej niż my. Dopiero gdy usłyszałam w warzywniaku "poł funta tomatów" - to się poczułam zagubiona!

Nauczyciele w szkole. Pisze Pan, że w Pana czasach byli "po waszej stronie", choć czasy były trudne i wszyscy żyli w dualnym światku. Gdyby nie fakt, że nie utożsamiam się niemal z żadnym Pana poglądem, to bym napisała, że Panu zazdroszczę. Moi (szkoła podstawowa Chorzów lata 1966 - 1974 i LO Słowackiego 1974 - 1978) nie byli po mojej stronie - prócz nielicznych. Wyzwano mnie przy całej klasie od elementów antysocjalistycznych, grożono niedopuszczeniem do matury jak nie pójdziemy na pochód - reszta we wspomnieniach w kolejnym wydaniu księgi - jeśli te wspomnienia zostaną opublikowane. W każdym razie mnie akurat bardzo brakowało w szkole, szczególnie w Liceum potwierdzenia opowieści rodziców, babci - bo to oni właśnie uczyli mnie patriotyzmu. Wyobrażam sobie teraz jakie musiałam przeżywać zagubienie porównując to, co znalazłam w podręczniku do historii na temat Katynia z tym, co opowiadała moja babcia, usiłując odnaleźć w czytelniach potwierdzenie losów mojej rodziny, do której należał między innymi Adam Bień.
Nie wiem dlaczego tak było? Myślę, że każdy żył spętany strachem o siebie i o bliskich i wolał nie mówić nic - niż się bez potrzeby narażać. W końcu skąd taki nauczyciel miał wiedzieć, do kogo i w jakiej formie taka wiedza potem zawędruje?
PRL. Proszę Pana. Po II Wojnie Światowej odbudowywała się cała Europa i żyję w przekonaniu, że krajom wolnym szło to lepiej i szybciej niż tym z bloku sowieckiego. Bo mam takie wrażenie, jak czytam Pana wywody, że gdyby nie zbawca PRL - stanęlibyśmy nad tymi ruinami, szukali grobów powstańczych i czytali wiersze! My, Polacy! A tak: przyszedł okres PRL-u i nas uratował z tego bagna. Czy tak?

A jeśli tak: to czemu, organizując kolejne spotkanie naszej klasy z liceum (tej z podstawówki także) dochodzimy do wniosku, że łatwiej będzie wyznaczyć jakieś miasto w Niemczech, bo mniej osób będzie musiało dojechać z daleka?
Zrywy narodowe. Czy Pan wie - tak dla samego siebie - co jest najgorzej odebrać człowiekowi? Powiem tak: czasy się porobiły takie, że co chwila oprowadzam jakiegoś cudzoziemca (z kraju, gdzie nie wsytępował PRL)po Starówce w Warszawie. Tam są gabloty ze zdjęciami zrównanej z ziemią Warszawy. I nie ma racji ani Pan, ani Gen. Andres: żadna z tych ofiar nie była bezsensowna. Straszliwa - tak, ale nie bezsensowna. Bym się chyba wstydziła pokazywać nienaruszone pomniki i budowle. Bo oprócz zabytków, dorobku kultury wieków - jest jeszcze nadzieja w solidarność i tożsamość narodową. Nigdy Pan (ani ja) nie zgadnie ile osób przetrwało, bo wieść o tym zrywie, o każdym zrywie - dodawała ludziom siły! I przez taki pryzmat trzeba liczyć te ofiary. Przez pryzmat tych, którzy dzięki nim przetrwali.
Tak, zgadzam się, życie jest najcenniejszym darem, ale w chwilach tragicznych wyborów można stracić o wiele więcej niż życie.
Religia. Po niespokojnym roku 1956 nastąpił okres prób wieszania krzyży w klasach, wprowadzania lekcji religii w szkołach. Ten sam "trend" miał miejsce również w naszej najnowszej historii. Dla mnie, myślę, że dla wielu - owa religia w szkołach jest przejawem wolności, tożsamości narodowej - a nie, jak próbuje Pan sugerować: sposobem na wypłatę za etat katechecie. Przepraszam za kolokwializm, ale jak mawia dziś młodzież "pojechał Pan po bandzie".

Szkiełko i oko. Pisze Pan o tym, że kiedy w 1918 Polacy odzyskali niepodległość, choć byli z trzech różnych zaborów, to zaczęli budować wspólne państwo. Zgoda. I myśli Pan, że to zdobycze nauki ich połączyły? Zwłaszcza tych z Galicji z tymi z Prus! Nie język? Nie zrywy narodowe? Nie poezja, którą Pan tak wyszydza? Mam chęć powiedzieć tak: szkiełko i oko są wszędzie jednakie, logika, fizyka rządzą się takimi samymi prawami wszędzie. Tylko niech Pan poczyta Mickiewicza Belgowi czy Holendrowi i każe coś z tego zrozumieć? To w czym tkwi nasza narodowa odmienność, świadomość, wyjątkowość?
Mając kiedyś tak wiele możliwości - zostałam tutaj, nad Wisłą, z tomikiem Norwida w rękach, wie Pan czemu? Bo jak byłam młodą siksą to przeraziła mnie myśl, że się dogadam, dam sobie radę w pracy w Niemieckim banku, ale nigdy tam nikomu nie wytłumaczę o czym śpiewa Młynarski. Głupie, co?
Dokończę jutro, bo nie chcę żadnego z Pana wątków potraktować byle jak.


19.03.08.  11:11  Andrzej Pisarski
 
Szanowna Pani Anito,
jestem kolegą szkolnym Andrzeja Nowakowskiego i tak, jak wielu innych, jestem zainteresowany w rzetelnym przedstawieniu obrazu naszego Liceum w okresie TPD. Pana Profesora Janusza Paprockiego pamiętam z kolonii letnich z późnych lat 40- tych, kiedy na apelach na polecenia kierownika kolonii: „Kolego Paprocki podajcie ton” intonował „Naprzód młodzieży świata”. Myślę, że koloniści miło go wspominają. Niezależnie od niewątpliwych zalet osobistych i kwalifikacji zawodowych Pana Profesora uważam, że niektóre sformułowania w jego wspomnieniach w Księdze Jubileuszowej z roku 1998, są nie do przyjęcia. Nie włączam się do dyskusji, bo jak na razie nie dotyczy ona meritum sprawy, a jedynie formy dyskusji (za dużo wykrzykników). Interesuje mnie natomiast wspomniany przez Panią CD z materiałami z okresu TPD. Czy chodzi tu o Album naszego kolegi Jerzego Kelnera?
Pozdrawiam. Andrzej Pisarski



Anita Zapłatka          20.03.08.     7:44
Dokładnie tak. O ten album chodzi jak i o KAŻDE materiały, dokumenty, wspomnienia z tamtego okresu szkoły. O innych nie słyszałam. Chyba, że Panu coś wiadomo na ten temat i może mnie Pan jakoś "przekierować"?
Pozdrawiam
Anita


Panie Andrzeju, ja już chyba ze trzy razy przeklęłam te wykrzykniki i mam ochotę powtórzyć "ja cofam ten wykrzyknik, ja cofam wszystkie wykrzykniki na świecie". A tak poważnie: właśnie się staram, trochę na raty, bo czasu mało, ustosunkować do wypowiedzi Pana Nowakowskiego lub inaczej, na każdy jego pogląd odpowiedzieć innym poglądem. Myślałam, że to widać...
Pozdrawiam 



Anita Całkowicie się z Panem zgadzam, ma Pan rację. Dzieje się tak pewnie dlatego, że każdy widzi, ocenia i wyciąga wnioski przez swój pryzmat, patrzy innymi oczami, z innej perspektywy, używając swojego systemu wartości, który to system w małej części tylko jest, lub mógłby być wpajany w szkole. To truizm, ale warto go chyba tu przypomnieć, że są jeszcze nasze domy rodzinne, wartości wpajane przez dziadków, rodziców, grupy rówieśnicze, zawodowe, na koniec własna sytuacja życiowa: mąż, dzieci.
Zostawiając na chwilę osobę Prof. Paprockiego i "ciężkie", narodowe tematy chcę - na potwierdzenie tej tezy - powiedzieć, że my także, z naszej klasy Słowaka z lat 1974 - 1978 "odkryliśmy" na spotkaniu po latach rzeczy, fakty, zjawiska, które miały miejsce, działy się - obok nas, w stosunku do nas, o których nie każdy miał pojęcie.
Myślę, że na tym to właśnie polega, każdy ma jakąś swoją prawdę.
Wrócę do tego jeszcze, bo teraz muszę zmykać.
Anita




Anita Zapłatka

        19.03.08.   22:08 
AZA


        Moja dwudniowa podróż skończyła się później niż myślałam i jestem zbyt zmęczona, aby pisać dalej, bo - nie wiem czy to widać - nie skończyłam.
Cały problem tkwi dla mnie w tym właśnie, że w swojej polemice wyszedł Pan (aby nie napisać: pofrunął) dużo dalej i wyżej niż się należało Prof. Paprockiemu za wspomnienia w Księdze Jubileuszowej.
Wydaje mi się, że potraktował Pan te wspomnienia jako przyczynek do ferowania czy też prezentowania swoich poglądów na tematy dużo dalej posunięte (nie wiem jakiego słowa użyć - jestem zmęczona)niż tego wymagała sytuacja.
I już całkiem na marginesie: staram się (może mi to nie wychodzi, ale się staram) odnosić do sformułowań, poglądów i faktów, a unikać oceniania osób. Do Pana też nic nie mam, nie zgadzam się tylko z Pana poglądami i irytuje mnie sposób ich prezentowania.
Tę samą uwagę można zastosować w przypadku Prof. Paprockiego i dać mu na tę chwilę święty spokój.
AZA



 





Marek Nowak  Chorzów/Bytom 20.03.08.  00:14
Marek Nowak  Chorzów/Bytom 20.03.08.  00:14
Jestem maturzystą z roku 1966 i chociaż języka polskiego uczyła mnie Pani Prof. Maria Grzybowska, osoba o gołębim sercu posiadająca wszelkie cnoty, które powinien posiadać nauczyciel-wychowawca, znałem Profesora Paprockiego, który uczył w klasie żeńskiej "c" . Profesor Paprocki nauczył nas kochać i słuchać muzyki poważnej, co było zrozumiałe, gdyż jego brat Bogdan Paprocki był w tym czasie jednym z najbardziej liczących się śpiewaków operowych w Polsce. Ja osobiście nie zetknąłem się w czasie mojej nauki ze skrajnymi poglądami Prof. Paprockiego. Być może w miarę upływu lat poglądy też ulegają zmianie. Zainteresowałem się polemiką Państwa i chociaż, przyznaję, nie czytałem w całości monografii "Słowaka", to zapoznałem się dokładnie z jej obszernymi fragmentami oraz cyklicznie drukowanymi refleksjami Pana Andrzeja Nowakowskiego.Do mnie nie przemawia bez zastrzeżeń argumentacja ani jednej ani drugiej strony, gdyż losy naszego kraju zawsze toczyły się bardzo krętymi drpgami i nie można z całą stanowczością stwierdzić, że coś jest tylko czarne a coś tylko białe. Mówiąc o tamtych powojennych latach trzeba pamiętać, że żyli w nich ludzie z krwi i kości mający rodziny, znajomych i również pewne aspiracje życiowe. Mówiąc krótko na przestrzeni dziejów tośmy mieli pecha i to od chrztu Polski zaczynając a na Układzie Jałtańskim kończąc. Problem w tym,że nie wyciągamy wniosków z historii i ciągle ulegamy pokrętnej argumentacji demagogów z prawej i lewej strony sceny politycznej. W tej chwili nie należy szukać wrogów lub ich sobie stwarzać, po prostu należy zostwić pewne sprawy historiia zająć się tym , co jest najważniejsze czyli dniem dzisiejszym i przyszłością, która niestety nie wygląda zbyt optymistycznie. Proszę przemyśleć co stanie się z Polską kiedy nasi "wielcy" mali przywódcy skłócą nas z całą Europą przez swoje fobie i urojenia, wtedy Rosjanie zakręcą nam gaz i ropę, prądu nie będzie bo ten pochodzi z węgla, a kopalnie tośmy już dawno pozamykali a teraz będziemy sprzedawać, elektrownie sprzedane i do tego nierentowne i emitujące CO2 ponad normę unijną o hutach i bankach nie wspomnę. Co z lecznictwem i ZUS-em. Gdzie i za co będą się leczyli starzejący się absolwenci "Słowaka".
Co wtedy będzie warta ta cała polemika prowadzona na tym forum. Na szczęście pozostaną nam pielgrzymki /bo piesze/ do licznych sanktuariów. Najbliższe w Piekarach Śląskich, ktoś o tym wspominał, więc ma wprawę. To tyle. Życzę Państwu niespełnienia się tego czarnego scenariusza oraz zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych.



 24.03.2008 21:20:06 Anita
( anita.zaplatkayahoo.pl )
Boleję nad tym, że muszę, ze względu na ograniczenia czasowe, pisać "na raty". W swoim komentarzu pan A. Nowakowski pyta "czy tylko poezja może być nośnikiem poczucia polskości i patriotyzmu?" Dalej jest mowa o szkiełku i oku i zarzut, że takie, nazwijmy je "literackie", pojmowanie patriotyzmu jest anachroniczne. Mowa to o prof. Paprockim, ale - jak pisałam wcześniej - chcę podyskutować z poglądem, a nie zwracać się przeciw czy za osobie. Kiedyś, lata temu, starałam się wymyślić na swój własny użytek definicję Ojczyzny, Patriotyzmu. Kiepsko mi to szło, bo jak wymyśliłam, że Ojczyzna to takie miejsce jak dom, tylko trochę większe, ale takie, gdzie czuję się bezpiecznie, u siebie - to szybko musiałam się pogodzić z myślą, że moja ojczyzna to Niemcy czy Francja, bo tam wszyscy są dla mnie uprzejmi, mili, usmiechają się, pytają jak się mam, w każdym urzędzie, na poczcie - każdy grzecznie pyta w czym mi pomóc? A u mnie, w Polsce, na mnie się warczy. To co to za dom? A o poczuciu bezpieczeństwa ciężko się myśli w stanie wojennym, z czołagmi na ulicach, gdy poglądy trzeba wyłaszać szeptem i strach się gdzieś zapisać lub - co gorsza - nie zapisać. Jednak teraz, z perspektywy czasu widzę, że miałam rację tylko jako osoba bardzo młoda niewłaściwie postrzegałam owo "u siebie". Teraz patrzę dokładnie tak, jak już - może nazbyt naiwnie - wspomniałam i chcę powiedzieć tak, panie Andrzeju: tak, Ojczyzna to poezja, literatura, język, kultura, historia, dzieje narodu i jego zrywów, to tradycja narodowa (nawet jeśli trzeba się będzie przyznać do przywar!), to mogiły narodowe, a Patriota to ten, który - kiedy trzeba, kiedy zachodzi taka konieczność dziejowa - broni tych wartości.

Komentarz pochodzi od: 24.03.2008 21:49:57 Anita
( anita.zaplatkayahoo.pl )
Rzecz ciekawa (wracam na chwilę do Pana szkiełka i oka), niech Pan zwróci na to uwagę: o narodowość Mikołaja Kopernika kłócą się ze trzy kraje, jak Pan spyta przeciętnego (wykształconego!) Francuza o Marię Skłodowską - Curie, to nikt nawet nie zna jej panieńskiego nazwiska. Była Curie, była Francuską i koniec. Natomiast nazwiska Mickiewicza, mało tego - Szymborskiej czy Miłosza - nikt nie zna. I jeśli nawet po części mijam się z prawdą i wygłaszam poglądy bazując na zbyt powierzchownych zjawiskach, to musi Pan przyznać, że pojęcie wspólnoty narodowej rzadko jest odnoszone do nazwisk wielkich uczonych. Mówiąc o dziedzictwie mamy częściej na myśli dobra kultury jednak, dzieła malarstwa, literatury niż okrycia pierwiastków. Co nie znaczy, że nie jesteśmy z nich dumni, ale nie o tym tu mowa. Dużo miejsca w swej polemice poświęca Pan także skłócaniu polskiego narodu po roku 1989, o dwóch historiach, o wyszydzaniu PRL-u przez pseudopatriotów. Od roku 1772 (data pierwszego rozbioru) do dziś minęło 236 lat. Naliczyłam się w tym okresie 39 lat wolności, demokracji, z grubsza, rzecz jasna. Mam tu na myśli dwudziestolecie międzywojenne i (przepraszam, ale jednak) lata, które minęły po 1989 roku. W mojej ocenie to bardzo mało, to prawie nic - jeśli przymierzyć się do każdego innego narodu, który chociaż rozbiorów nie przeszedł. Nie podoba mi się to, co się dziś, ale boję się, że z zupełnie innych powodó niż Panu. Potrzebujemy chyba więcej czasu na kształtowanie nowych, zdrowych zasad demokratycznego kraju osadzonego w kulturze i historii europejskiej, ale też szczycącego się narodową odmiennością, wyjątkowością. Jaką? Nie wiem. Boję się o ten wizurunek, boję się, że nie doczekam. A i samego wizerunku też się boję. Staram się tylko być wyrozumiała w stosunku do polityków, którzy nie funkcjonowali z dziada pradziada w demokratycznym kraju. Może inaczej - byłabym bardziej szczęśliwa, gdybyśmy zaczęli być u siebie, w tym swoim domu, chociaż zaraz po zakończeniu II wojny światowej. A tak? Niech Pan pomyśli: ile lat uczyliśmy się nie pracować, bo to dla jakiegoś zaborcy lub okupanta, ale przecież nie dla siebie, niech Pan policzy lata, w których czegoś nie było wolno, już nawet nie jest istotne czego. I nagle się okazuje, że jak wolno wszystko, to decyzją wspólnoty mieszkaniowej zamyka się w niedzielę wszystkie furtki wokół ogrodzonego i strzeżonego osiedla, aby nikt sobie nie skracał drogi do kościoła. Mało Pan zna takich przypadków? I nie o wielką politykę tu chodzi, a o osiedle, owszem, wybudowane z własnych środków, ale mówimy tu o społeczności jednych Polaków, której dano nagle zdecydować, którą drogą ma chodzić społeczność innych Polaków. Mam nadzieję, że Pan rozumie co mam na myśli.

Komentarz pochodzi od: 24.03.2008 22:15:09 Anita
( anita.zaplatkayahoo.pl )
Kończąc chciałabym powiedzieć, że żałuję, że wychowywałam się w PRL-u, lepiej byłoby stwierdzić, że wychowywałam się w kraju, który nie był wolny. Może nie toczylibyśmy dziś takich dyskusji? Może mniej moich kolegów, koleżanek, także uczestników tej polemiki wyjechałoby za granicę? Może spory dnia dzisiejszego nie byłyby takie ostre? A już na pewno mielibyśmy zdrowszą, wcześniej rozwinietą gospodarkę i każde z nas mogłoby skorzystać z możliwości jakie daje bycie Europejczykiem. Bo, cokolwiek Pan nie powie złośliwego o nowych "patriotach" to pewnych mechanizmów ekonomicznych zatrzymać się już nie da, demokratycznych także. Wiem, że czasem robimy trzy kroki w tył na jeden do przodu, ale - generalnie - to jest jednak rozwój. Szkoda mi jednak bardzo, że już nigdy nie będzie nam, jako Narodowi, sprawdzić jak potoczyłyby się nasze losy, gdyby nie pazerne skrzydła wielkiego brata, które nas przykryły po II wojnie światowej. I dlatego Pana poglądy na temat zasług PRL-u są mi obce, nie podzielam ich. Wolałabym chyba stracić dziesięc pierwszych lat po wojnie na kłótniach i sporach narodowych, ale toczonych w wolnym kraju, niż szeptem wypowiadać nazwiska ludzi pomordowanych, katowanych w więzieniach za czasów, które Pan wychwala, że niby nie były takie złe, bośmy Zamek Królewski w Warszawie odbudowali. Przez pamięć dla Grzegorza Przemyka, dla ks. Popiełuszki, dla tysiąca bezimiennych, o których ani ja, ani Pan nigdy nie usłyszymy, którym odbijano nerki w czasie przesłuchań. I nawet jeśli ma Pan chęć zarzucić mi jednostronność spojrzenia i demagogię, to powiem tak: wolę tę swoją od tej, którą Pan uprawia. Anita Zapłatka



Andrzej Nowakowski  28.03.2008.

Bardzo dobrze odebrałem, jako szczególnie dojrzałą i wyważoną,  wypowiedź Pana Marka Nowaka z Chorzowa. Nawet chciałbym ją potraktować jako motto do całych tych słownych zmagań: „Mówiąc o tamtych powojennych latach, trzeba pamiętać, że żyli w nich ludzie z krwi i kości, mający rodziny, znajomych i również pewne aspiracje życiowe.  Problem w tym, że nie wyciągamy wniosków z historii i ciągle ulegamy pokrętnej argumentacji demagogów z prawej i lewej strony sceny politycznej. W tej chwili nie należy szukać wrogów lub ich sobie stwarzać, po prostu należy zostawić pewne sprawy historii, a zająć się tym, co jest najważniejsze, czyli dniem dzisiejszym i przyszłością, która niestety nie wygląda zbyt optymistycznie.

                    

Trochę żartobliwie pisze dalej Pan Marek, że: „Na szczęście pozostaną nam pielgrzymki /bo piesze/ do licznych sanktuariów. Najbliższe w Piekarach Śląskich, ktoś o tym wspominał, więc ma wprawę.”

Rozwinę ten temat bardziej, ale też mniej żartobliwie. Istotnie: wspomniałem o tym  w takim oto kontekście: „...wypełniając swą rolę przedstawiciela władzy, zapytał kiedyś (Dyr. Misz) jednego z kolegów: ”czy chodzisz do kościoła?”, a na odpowiedź twierdzącą zareagował, że „to jest szkoła świecka!”.  I oczywiście dalej chodziliśmy i do kościoła i na religię do salek katechetycznych, a nawet, o zgrozo, przez wiele lat, w ostatnią niedzielę maja, na pielgrzymki do Piekar.

                     Mieliśmy wtedy po 15-18 lat. Na pielgrzymki chodziliśmy jak na pochody  1-wszo majowe. I wcale nie z pobudek religijnych, ale traktowaliśmy je jako polityczną demonstrację sprzeciwu i buntu wobec władzy. Jako  przeciwwagę uroczystości państwowych.  Kiedy „odzyskaliśmy wolność” , to w roku 1989 pojawiła się na uroczystościach kościelnych honorowa kompania wojska polskiego. Wyszedłem wtedy  z założenia, że tam, gdzie jest oręż, tam nie ma Boga. A i demonstracja polityczna straciła swój sens. Już mnie to przestało interesować. „Nic tu po mnie”. Pamiętam, jak  na jednej z pielgrzymek, biskup Herbert Bednorz wołał do górników: „Niedziela jest boża i nasza”. Spełniło się to, a nawet zabrzmiało złowieszczo z perspektywy czasu, bo kiedy „odzyskaliśmy wolność”, okazało  się, że także sobota, i poniedziałek, wtorek... może być boży dla bezrobotnych górników po zamknięciu kopalń, w związku z „restrukturyzacją”, na którą zachód udzielał pożyczek. Bardzo zależało Zachodowi na likwidacji polskiego potencjału gospodarczego. Ciekawe, że nie mówi się dziś Polakom, ile z tego tytułu mamy już długów, natomiast eksponuje się z lubością pożyczki Gierka, za które wybudowano dla Polaków ćwierć Polski.  Ciekawe zestawienie: pożyczka na budowanie i pożyczka na likwidację. Dziś Pani Anita stwierdza (mniemam, że właśnie na ten temat): „Bo, cokolwiek Pan nie powie złośliwego o nowych "patriotach" to pewnych mechanizmów ekonomicznych zatrzymać się już nie da, demokratycznych także.”   

Aby się zbytnio nie zachłystywać demokracją, przypomnę, że pierwszą w historii demokratyczną  decyzją było skazanie Jezusa, a uwolnienie Barabasza   ;-) (  Mt 27.   20. Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa.     Mk 15. 11. Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im raczej Barabasza.)     No i znane Churchilla: ” ...jest najgorszym z systemów, ale lepszego nie wymyślono.” A Arystoteles (384-322 pne - centralna prawa postać na fresku "Szkoła ateńska")  twierdził wręcz, że „demokracja to rządy hien nad osłami”. 
W końcu  jedynie skromna mniejszość populacji wyróżnia się wysokim IQ, natomiast demokracja  wszystkich chce zrównać.
Gdyby większość decydowała, to chodzilibyśmy jeszcze po płaskiej Ziemi.  W praktyce rolę sterującą naszymi umysłami  uzurpatorsko przejmują... media. (Wtedy arcykapłani). Media nie pochodzą z wyborów, a jednak roszczą sobie prawa do decydowania w imię tłumu, ponad legalną władzą.  Czy to demokracja?  Dodane 10.10.2010.  A co z demokracją czyni Jarosław Kaczyński? Jakie wzorce pobierze społeczeństwo? Będzie ufało demokracji?


 

Ale skoro jesteśmy przy „ tej instytucji”:

                   Przestrzegałbym przed nieostrożnym używaniem ikon kościelnych w dyskusji o patriotyzmie . Bardzo to śliskie podłoże. Rzucę kilka „lektur”. Rz 13,1-7 ;  1P 2,13-21. Otóż św. Paweł i św. Piotr ostrzegali przed sprzeciwianiem się władzy świeckiej. Dali wytyczne przyszłym pokoleniom. Nauczyciel Jezus nigdy nie nawoływał Żydów do obalenia niewoli okupanta  rzymskiego. Naród Polski nie wziął wzoru, choć analogia była pełna. Jeśli współcześni „pasterze”  uczą inaczej, to gorszą maluczkich. Na nic ich pojęcie „wojna sprawiedliwa”.  A Biblia wspomina o formie kary w takich przypadkach. „Kamień do szyi i w głębinę”.  O zgrozo więc:  to Bóg wymierzył karę w znanej nam historii!?

                  Jak przystało na „chrzanowszczyka”, wspomnę też, że dziwny jest Naród, który ma za swego patrona zdrajcę, biskupa Stanisława Szczepanowskiego.
                  Dziś też modne jest pojęcie „satanista”.  Tak nazywamy chuligańską młodzież, niszczącą na cmentarzach nagrobki. Ale to w historii miało swój pierwowzór: „zburzycie ich ołtarze”. I zburzył Wojciech w „Świętym Gaju”. Pokrzywdzeni go zabili, ale wierni wynieśli na swe ołtarze.

                     A teraz bardziej współczesne: Celebra na cmentarzu w Radzyminie ku czci 1200 poległych w wojnie bolszewickiej Polaków. Równocześnie jednak zapomniano o  80000 (różne źródła różnie podają)  czerwonoarmiejców, którzy w obozach jenieckich zmarli z głodu.  Celebrans wiedział doskonale, jako aktor, jak grać, by spełniać oczekiwania widzów! I nie zamierzał zmieniać  ich postaw.

Andrzej Nowakowski



 

                   



Komentarze do tej strony:               


Komentarz pochodzi od: 
Marek
    marek_nowak48@tlen.pl    
27.04.2008 22:48:06 
           W pełni akceptuję powyższy wywód Pana Andrzeja Nowakowskiego i utożsamiam się z nim. O to właśnie mi chodziło, tyle że wyraziłem to w znacznie uboższy pod względem stylistycznym sposób. Pozostaję z szacunkiem Marek Nowak - matura 1966 rok.   
 

 

 

 

Równolegle toczy się polemika na forum "Slowaka" na "nasza-klasa":
http://nasza-klasa.pl/school/19865/forum/32?page=4


Dalsze wywody tutaj:
slowak-tpd.pl.tl/4-.--PRL-to-te%26%23380%3B-moja-Ojczyzna.htm

 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 16 odwiedzający  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja