Liceum Ogólnokształcące nr 1 TPD w Chorzowie w latach 1950-1958
  4. PRL to też moja Ojczyzna
 

 

PRL to też moja Ojczyzna.

(Odniesienie się do argumentacji adwersarki p. Anity)

Poniższy fragment dodany 25.01.2011 :.
Roman Dmowski głosił: ”Polski się nie buduje ani dla siebie, ani dla swej partii, ani nawet dla swego pokolenia. Ona jest własnością nieskończonego szeregu pokoleń, które ją tworzyły i tworzyć będą, które stanowią naród. Tylko ten w wielkich przełomowych chwilach znajdzie właściwą drogę, kto ma poczucie odpowiedzialności względem tak pojętego narodu."  

 

1. Odbudowa Ojczyzny po zniszczeniach wojennych

                     Kiedy z dumą wspominam o swoim pokoleniu, jak odbudowywało  kraj po zniszczeniach wojennych, dowiaduję się od Pani Anity,  że przecież  odbudowywała się cała Europa i żyje ona (Pani Anita) w przekonaniu, że krajom wolnym szło to lepiej i szybciej niż tym z bloku sowieckiego (nb. jest to rusycyzm; za moich czasów unikano rusycyzmów – żeby było śmieszniej. No ale wiadomo, wiadomo... ileż w tym rusycyzmie pejoratywnego zabarwienia. I o to właśnie chodzi!). Bo ma takie wrażenie, jak czyta moje wywody, że gdyby nie zbawca PRL - stanęlibyśmy nad tymi ruinami, szukali grobów powstańczych i czytali wiersze! My, Polacy! A tak: przyszedł okres PRL-u i nas uratował z tego bagna. Czy tak? pyta mnie Pani Anita.                                                                                    

                Pójdę więc tym tropem: „krajom wolnym” szło to oczywiście lepiej, no bo murarz inaczej układał cegły, gdy mógł mówić o Katyniu, a zupełnie krzywo mu to wychodzi, gdy zabraniano mu  o tym nawet pomyśleć.

                Sądziłem, że jest powszechnie wiadome, ile miast zostało zrównanych z ziemią w czasie II Wojny Światowej?  Warszawa prócz bombardowań, przeżyła po Powstaniu metodyczne burzenie, jakiego nie doznało żadne miasto ani na wschodzie, ani na  zachodzie (z wyjątkiem Hiroshimy i Nagasaki). Tak więc, Pani Anito, Praha się odbudowywała, Budapeszt się odbudowywał, no i oczywiście znacznie lepiej i szybciej Paryż, Madryt, Bruksela, Wiedeń, Zurich, Rzym...itd. (Niemcy to inny temat: Plan Marshalla.) Właściwie to nic wielkiego, tylko oni lepiej to robili , bo mieli wolność. Czy tak, Pani Anito?

                 A może gdyby nie Powstanie i konieczność poświęcenia ogromnych środków na odbudowę, czego nie musieli robić inni, rozwinęlibyśmy się znacznie szybciej i nie musielibyśmy nikogo „doganiać”? Całe nasze przyszłe pokolenia zostały obarczone tymi bezsensownymi kosztami.  A bogactwo innych dziś bezmyślnie przypisuje się „lepszej gospodarce”. Żałosne to... pewnie przyjdzie czas na odwoływanie. Dlatego domaganie się wyrównania strat od Niemców wydaje się sensowne i uzasadnione..

                 Ale moi Rodacy podjęli ten ogromny, wyjątkowy trud, wysiłek i koszty odbudowy. Bez Planu Marshalla. Bez niczyjej pomocy. Myślałem, że ten wysiłek jest powszechnie znany i rozumiany, zwłaszcza przez światłych absolwentów chorzowskiego „Słowaka”, jaki to był ogrom kosztów, wyrzeczeń i pracy.

                  Budowali więc Polacy, układali cegła po cegle, wznosili z ruin Warszawę. Tak, komuchy wznosiły także kościoły warszawskie, jako wspólne dobro narodowe. Angażowano młodzież zorganizowaną w „Służbie Polsce” i „Hufcach Pracy”, które to organizacje  równocześnie przygotowywały do zawodu, a przede wszystkim przygarniały powojenną młodzież, często bez domu i rodziny. Nie mówiąc o darmowym dobrodziejstwie przedszkoli, nauki, kształcenia, lecznictwa dla wszystkich. Za punkt honoru potraktowano walkę z  analfabetyzmem odziedziczonym sprzed wojny.

                    Cieszyli się Polacy owocami swej pracy, śpiewali o tym pieśni, oglądali filmy („produkcyjniaki” jak je potem określono z obrzydzeniem). Pamiętam (a corocznie oglądałem Warszawę na własne oczy w czasie wakacji od roku 1950 do 1962), że z archikatedry zostały tylko 3- 4 metrowe kikuty filarów, sterczące z rumowiska, odsuniętego jedynie przy wejściach do podziemi, dla zwiedzających. Zastanawiać może, przy okazji, czyje dziś są te kościoły? Czyja jest dziś ta katedra, w związku z „świętym prawem własności”? Czy aby nie jakiegoś obcego państwa? Najwyższy czas to uporządkować na wzór francuski. A więc znacjonalizować! Wszak to niewątpliwie dobro narodowe i w dodatku od nowa wybudowane. Chyba, że już jest sprywatyzowane, a nawet o tym nie wiemy.

                   W imię dumnego wtedy hasła: „Cały naród buduje swoją stolicę”, chorzowski „Konstal” (dziś już nie polski)  poza produkcją tramwajów (teraz je kupujemy – to zasady gospodarki rynkowej?), wspomógł stolicę i wykonał konstrukcję stalową na odbudowywany most „Śląsko-Dąbrowski” w Warszawie. Czy jeszcze tak go nazywają?

 

2. Budowa nowych miast i zakładów pracy

                  Powstawały nowe miasta (Tychy, Nowa Huta), piękniały i rozwijały się istniejące (Rondo, Spodek w Katowicach, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza), osiedla (Tysiąclecie) i inne budowane przez lokalne spółdzielnie mieszkaniowe, szkoły (Tysiąc szkół na Tysiąclecie), ośrodki wczasowe (Ustroń z olbrzymim kompleksem sanatoryjnym, Jaszowiec), szosy: Katowice – Ustroń, Śląsk – Warszawa, linie kolejowe (centralna magistrala węglowa), eksportowaliśmy węgiel, tekstylia, produkty rolne itd., itp.

Chodziliśmy na prace społeczne przy budowie „Parku Kultury...”, „Stadionu Śląskiego”, tworzonych  z inicjatywy sławnego gospodarza, wojewody gen. Jerzego Ziętka.

                      Rozbudowywano huty, budowano nowe, coraz nowocześniejsze. Również górnictwo. A zwłaszcza energetykę. Po, dziś odbieranych z rozbawieniem, "stopniach zasilania", nakazujących nawet wyłączanie cyklicznie całych dzielnic miast, uporano się z tym problemem, rozbudowując energetykę do mocy 25 GW, co do dziś pokrywa zapotrzebowanie. Pasjonaci mogą podziwiać elektrownię szczytowo-pompową na górze Żar w Międzybrodziu Żywieckim. Ta złotodajna gałąź gospodarki w większości dziś została sprzedana (?) obcemu kapitałowi. Ale nawet taką złotodajną gałąź trzeba remontować na bieżąco, aby nie zawiodła. To jest strategiczna gałąź. Beztrosko oddaje się w obce ręce, w nadziei, że samo się będzie kręciło? Następnym krokiem było obniżenie energochłonności hutnictwa, przez wprowadzenie najnowocześniejszych światowych technologii. W Hucie „Katowice” wyeliminowano z ruchu olbrzyma energochłonnego; walcownię zgniatacz o mocy 20 MW, dla 20-to tonowych wlewków, dzięki przejściu na nowoczesne „ciągłe odlewanie stali”. Wg pierwotnej, mądrej koncepcji, Huta „Katowice” miała zastąpić najbardziej uciążliwe dla środowiska naturalnego wydziały starych hut. Zaniechano realizacji tej koncepcji, bo...okazało się, że stare, wysłużone huty, mające majątek księgowy „0” (czyli złom), są bardziej rentowne, niż nowoczesna huta „Katowice”, bowiem Balcerowicz opodatkował gospodarkę „z posiadanego majątku” ("dywidenda” z majątku) a nie z zysku. Resztę już znamy. Zadłużenie, doprowadzenie do bankructwa, sprzedawanie za pół darmo. I to właśnie tych najnowocześniejszych.  Minister Janusz Lewandowski głosił: warte tyle, ile kto chce dać. No i ...   Hindusom się opłaciło.

                    Ale zanim zaczęto „uzdrawiać” nasz system, żyliśmy w tym wszystkim i z tym wszystkim. Spełniały się nasze aspiracje zawodowe, naukowe, osobiste na miarę możliwości Ojczyzny. Oświata, lecznictwo były ogólnodostępne i darmowe. Chadzaliśmy do teatrów, do kin, na koncerty. Także na pochody 1-wszo majowe, przyjmując je nie jako przymus, ale jako uroczyste spotkania towarzyskie. Tam przecie, odświętnie ubrani („jak do kościoła”), panie w pięknych ubiorach z "Mody Polskiej",  radośni , z balonikami, kwiatami, szliśmy pochodem, a potem dalej, do parku, na kawę ze znajomymi itd.

                   W kinach, w telewizji pokazywano nam etos pracy (całkiem poważnie to mówię teraz, kiedy dowiadujemy się, że istnieje tylko "giełda papierów..."  i banki. A inne zawody pojawiają się tylko wtedy, gdy protestują). Oglądaliśmy hutnika i spust z wielkiego pieca, walcownika przy walcowni, koksownika wypychającego koks, górnika fedrującego pod ziemią, rolnika na kombajnie, albo przysłowiową „dziewczynę na traktorze, jak sieje i orze”, murarza, co to z cegieł dom buduje, a także czytaliśmy wiersze o kominach, przodownikach i etosie pracy.  I utożsamialiśmy się z tym. Chcieliśmy po prostu żyć i uczciwie pracować.

 

3. Wczasy, wypoczynek, instynkt samozachowawczy

 

                   Jeździliśmy na czasy FWP za półdarmo, a nawet do Bułgarii, czy NRD. Ośrodki wczasowe FWP rozkradziono w czasach „wolności”, nazywając to modnie prywatyzacją, podobno tak niezbędną dla naszej gospodarki. Duże zakłady pracy budowały swoje ośrodki wypoczynkowe, a także całe osiedla mieszkaniowe dla swoich pracowników. Wspaniały ośrodek wypoczynkowy Huty „Katowice” „Orle Gniazdo” w Szczyrku już jest prywatny. Bo po co Polakom jakieś FWP – obrzydły przeżytek komunizmu?  Oni sobie wyjadą...

                     Niemal każda kopalnia prowadziła gdzieś w plenerze ogólnodostępne ośrodki wypoczynkowo-rekreacyjne z kąpieliskiem. Dziś niemal wszystko zrujnowane, bo kopalnie nie mają środków, aby je prowadzić.

                     To był nasz socjalizm, to było nasze PRL. Wszyscy mieli pracę, a uchylających się od niej, ścigano z urzędu. Samobójstwo z powodu braku pracy i niemożności wyżywienia rodziny, to była w tamtych czasach abstrakcja. I nikt nie pił octu na śniadanie, a głodny nie chodził, choć w sklepach tylko on był na półkach (?). Na śmietnikach nikt nie szukał  przetrwania.

Wyszydzając nasz socjalizm,  trzeba popatrzyć na współczesne kraje kapitalistyczne i stwierdzić: współczesne kapitalistyczne kraje zachodnie mają dziś więcej socjalizmu, niż my mieliśmy kiedykolwiek wtedy. Nie wolno też zapomnieć, że ruch „Solidarność”, w większości robotniczy, miał podłoże socjalne (choć ukryte inspiracje zawierały zgoła inne cele).

                      Wiedzieliśmy wszakże doskonale, że władza nie znosi  sprzeciwu politycznego. Dlatego instynkt samozachowawczy mądrych ludzi nakazywał przyjmować pewne postawy obronne. Wiedzieliśmy, jak daleko i w jakim trybie można się posunąć, aby nie było za daleko.

                      Zdecydowana większość Polaków więc nie demonstrowała publicznie swej niechęci, czy wręcz wrogości wobec władzy, nie była jawną i aktywną opozycją, a po prostu chciała uczciwie pracować i budować swoją Ojczyznę, cieszyć się ze swojej pracy, spełniać swoje aspiracje zawodowe i osobiste, w granicach, na jakie pozwalał ten system, a także nie chciała deklarować się w kontrowersjach polityczno-patriotycznych, ani nie chciała ulegać politycznym  sugestiom kościoła katolickiego. Ci Polacy mogli żyć w tym kraju spokojnie.

Czy ta większość to była na pewno gorsza  kategoria Polaków, od aktywistów opozycyjnych?  Kto ma prawo ich dziś osądzać, stawiać im zarzuty i za co? A którzy Polacy na ówczesne czasy byli reprezentatywni? Wyraźmy to w procentach. Jaki procent Polaków należał do jawnych aktywistów opozycyjnych, a ilu chciało bezpiecznie, spokojnie żyć w tych warunkach?  50/50? 20/80?  10/90? Stawiam na 10/90 i to może za dużo.

 

4. PRL-owski los Śląska i korzystających z jego bogactw przybyszów.

                    I na to właśnie, jak wspomina pani Anita, w  tamtych właśnie czasach,  w roku 1966, mając 7 lat, przyjechała z rodzicami i bratem na Śląsk.  Ojciec skorzystał z dobrodziejstw rozwijającego się Śląska, tu sprowadził rodzinę, bo tu dano mu pracę, chleb codzienny, dach nad głową dla całej rodziny. Może nawet babcię przywiózł?  To wtedy Śląsk kwitł, tworzył nowe miejsca pracy, budował mieszkania i żywił wielu przyjezdnych Polaków. Dziś za chlebem nie wystarczy na Śląsk,  trzeba aż do Irlandii, aby nie zostać na śmietniku.

                     Nie wątpię ani przez chwilę, że ojciec  pani Anity włączył się w pracę dla Ojczyzny i pracował sumiennie i uczciwie dla tego kraju. Był z niego dumny, praca go cieszyła. I traktował Śląsk jak swoją ojczyznę.  Wprawdzie czytając wypowiedzi jego córki, mógłbym wątpić:  Czyżby Ojczyznę traktował wtedy z obrzydzeniem, mierziła go? A może z niechęcią pracował i z wstrętem patrzył, jak rośnie ten kraj?  Odcinał się może od innych Rodaków, którzy  odbudowywali go cegła po cegle? Dzieci wysłał wprawdzie do szkół, a może nawet do „Pałacu Młodzieży” w Katowicach na jakieś koła zainteresowań, a  rodzina chodziła na koncerty, do teatru, ale z niechęcią? Jeździł na wczasy FWP... a może z tych obrzydłych komuszych pomysłów jednak nie chciał korzystać?

                    Czyżby dom był tak zdominowany katyńską martyrologią babci, jej nieracjonalnymi emocjami, że nie zdołała się przez nią przebić żadna logiczna ocena współczesności i otaczającego życia?  Czy zła przeszłość, historia i Katyń zdołały zasłonić całe to śląskie dobro młodszemu pokoleniu?

Nie wierzę! Ojciec wychodząc rano na pochód 1-wszo majowy, pewnie demonstrował babci swoje obrzydzenie do „komuny”, ale potem radośnie spotykał się ze swoimi towarzyszami pracy, szli wspólnie w pochodzie, a potem na imprezę do WPKiW, na piwo... A po powrocie opowiadał babci, jak było obrzydliwie... Skąd my to znamy?  Dualny schizofreniczny świat...

                    Rzeczywiście, cóż babcię mogło obchodzić, że w hucie „Kościuszko” uruchomiono nowy wielki piec „B”, potem „C”, że rozbudowywano wiele koksowni, a też budowano całkiem nowe koksownie, z najnowszą światową  technologią  (Koksownia „Przyjaźń”). Babci wystarczył Katyń. 

Czy tylko babcia w domu uczyła patriotyzmu? Ja pytam o współczesne jego pojęcie!

 

5. „Bić się, czy nie bić?”

                   Wspomina Pani Anita czasy szkolne: „Wyzwano mnie przy całej klasie od elementów antysocjalistycznych, grożono niedopuszczeniem do matury jak nie pójdziemy na pochód” i zazdrości moich nauczycieli, że "byli po naszej stronie, choć czasy były trudne i wszyscy żyli w dualnym światku. Gdyby nie fakt, że nie utożsamiam się niemal z żadnym Pana poglądem, to bym napisała, że Panu zazdroszczę.” Powiem tak: Dorosły, rozumny człowiek ma pewną hierarchię wartości. Tu: matura kosztem pójścia na pochód 1-wszo majowy (żeby było śmieszniej, to akurat amerykańskie święto), czy "wylecieć ze szkoły" i nie zdać matury, mając satysfakcję odmówienia komuchom uczestnictwa w ich fecie. A co na to mądrość życiowa? Przecie nie poczucie patriotyzmu! Jacy inspiratorzy za tym stali? Rodzice? Byli dumni, zamiast dać po tyłku? Chcieli ryzykować "wywalenie" córki ze szkoły? A może babci było wszystko jedno? Gdyby nie to, że nauczyciele jednak byli „z nami”, to by "wywalono" Panią ze szkoły bez pardonu i w dodatku z wilczym biletem. A jednak doszła Pani do matury w „Słowaku”.

                  Wyłapałem taki Pani tekst: „wolał nie mówić nic - niż się bez potrzeby narażać.” I to właśnie jest mądrość życiowa!  Dlaczego nie ujawnia się stale, w każdej sytuacji, i wymyśla pochód? 

                  Kiedy decyduje Pani wyłącznie o swoim losie, Pani sprawa, ale kiedy na decyzji jednostki ma zawisnąć życie tysięcy...
Andrzej Nowakowski  
401@wp.pl 


Komentarze do tej strony04.04.2008 14:38:16:
 Anita
 
anita.zaplatka@yahoo.pl 
Nie czuję się na siłach z Panem polemizować. Nie mam czasu - a co ważniejsze: chęci - boksować się z Panem, z uprawianą przez Pana demagogią na temat tego okresu w dziejach Polski, który nie powinien nastąpić, którego nie powinno być. Nawet nie doczytałam do końca. Nie dlatego, że z namysłem chcę Pana zlekceważyć. Chciałam tylko przedstawić swój ODMIENNY od pańskiego pogląd na temat PRL, którego nie jest Pan w stanie zmienić swoimi wywodami. Postrzegam rzecz następująco: Pan ma swoją prawdę tego okresu, ja swoją. Pozwolę sobie przy tej swojej pozostać. Anita Zapłatka



          

Uzupełnienia  
Andrzej Nowakowski   401@wp.pl

27.04.2008 r. 

6. Jeszcze raz o Powstaniu Warszawskim


 Romanem  Bratnym  („Kolumbowie. Rocznik20.”)  rozmawia Krzysztof Lubczyński (fragment)

(2.08.2006.):

„Skończy się tak, że Rosjanie staną po drugiej stronie Wisły i pozwolą nas wymordować”.                

 

Użył Pan określenia „infantylizacja powstania”. Czy mógłby Pan rozszerzyć tę uwagę?

„– W moim odbiorze wszelka obrzędowość niesie za sobą rodzaj uproszczenia, które nazywam infantylizacją. Te zabawy w żołnierzyków, ten majestat braci Kaczyńskich ciągle otwierających lub zamykających coś, o czym nie mają zielonego pojęcia, to wszystko śmieszy mnie jako infantylizacja historii. Reakcją na to jest z jednej strony proces obojętnienia większości młodego pokolenia, a z drugiej – narastanie trywializującej, naiwnej, nacjonalistycznej euforii, zupełnie w stosunku do powstania absurdalnej. Dzielni panowie obnoszący się dziś z obrzędowym patriotyzmem, wpuszczeni wtedy w mundurze AK-owskim do piwnicy, zostaliby rozszarpani przez rozpaczające kobiety, którym umierały dzieci. O tym oni ani nie wiedzą, ani w to nie uwierzą, bo tak jest ukształtowana ich mentalność, tzw. patriotyczna, która z prawdziwym patriotyzmem ma niewiele wspólnego, jest obrzędowa, kultowa i ksenofobiczna. ...Ludzie, których ojcowie brali udział w powstaniu i którzy je dziś adorują, nie uwierzą mi, że kiedy w drugim dniu powstania w mundurze z podchorążackimi odznakami przechodziłem przez piwnice, to bardzo bałem się nie bomb, ale ludności cywilnej, zgromadzonych tam matek z ginącymi dziećmi. Nikt nie pamięta, że obok entuzjazmu była także rozpacz i niechęć do nas. Przecież w powstaniu zginęła ogromna liczba cywili, którym powstanie, ten „zryw” zgotował ogrom klęski, nieszczęścia, rozpaczy.”                  

 

(całość wywiadu w:  http://slowak-tpd.pl.tl/Kolumbowie-raz-jeszcze.htm?PHPSESSID=cab24dce9f6e29fa56a7a3b1b38b7cd5  )

 

 

                           Skąd jedno pokolenie uważa się za uprawnione do podejmowania takich decyzji? Wreszcie wcale nie jedno pokolenie, a jedynie 20 tysięcy Powstańców, a właściwie tylko ich przywódca,  gen. Leopold Okulicki, który uważał, że: "Warszawa powinna zaprotestować, nawet gdybyśmy wszyscy mieli zostać  pogrzebani pod jej gruzami"."Wykopany zostanie rów, który skutecznie na 300 lat odgrodzi Polaków i Rosjan". Dla takiego uzasadnienia lekkomyślnie zaryzykować  straszliwe cierpienie całej ludności Warszawy, doszczętne zniszczenie dorobku kultury kilku wieków, kilkaset tysięcy zabitych? I wreszcie „całkowite zniszczenie ośrodka oporu narodowego, jaki niosła AK-owska młodzież, co szalenie ułatwiało zadanie sowietyzacji Polaków" -  jak ocenia to gen. Anders.  

                           To przeraża... nie ma żadnego „patriotyzmu”, który mógłby to usprawiedliwić!

 

7. Patriotyzm dziś

              Definiując dziś „patriotyzm”, trzeba umieć odróżnić rozwagę od odwagi. Trzeba dopilnować, aby brak rozwagi i nieroztropność zostały wyraźnie określone, a nie chowały się pod szlachetnym pojęciem patriotyzmu. Trzeba zadbać, aby patriotyzm przybrał barwy racjonalne, mądre, a nie emocjonalne, aby inspiracja patriotycznej odwagi nie była bezrefleksyjna, a co gorsza samobójcza.

               Wajda w filmie „Katyń” przedstawia refleksyjnie z perspektywy czasu dwie przeciwstawne postawy Polaków, zestawiając racjonalizm przeciw emocjom.  Nie artykułuje słuszności którejś z tych postaw, jednak próbuje obiektywnie Polaków uświadamiać. Podobno ok. 80% populacji, choć nie jest analfabetami i czytać umie, to jednak nie rozumie tekstu czytanego. Przesłania Wajdy pewnie też nie.

 

                Podtrzymywanie pamięci o Katyniu, o Powstaniu Warszawskim jest naszym patriotycznym obowiązkiem, ale czy te niekwestionowane pomniki naszej historii  wyczerpują całe spektrum polskich opcji?  Czy muszą zasłonić historię PRL z jej też pozytywnymi aspektami?

Żeby wygrać bitwę o jedną, zakazaną w pewnym okresie prawdę, trzeba koniecznie ukryć inną prawdę z historii Narodu?  Opcja Katyńsko- Powstańcza stała się dla braci Kaczyńskich  kamieniem węgielnym dla IV Rzeczypospolitej, żeby nie powiedzieć: obsesją, ale też przyczyną poróżniania Polaków na ich własnej ziemi. Próbuje się wmawiać Polakom, że wyłącznie taka opcja nosi znamiona patriotyzmu. Kontestacja takich poglądów  traktowana jest  jako nieprawomyślność, czy wręcz jako zdrada narodowa.  

                 Ale uwaga! Może pod  tymi, chwytliwymi dla mniej dociekliwych,  pozorami tak pojmowanego patriotyzmu ukryte są złowrogie i chytre intencje rozbicia jedności i spójności Narodu? Bądźmy czujni i bierzmy to też pod uwagę!

                Ta ziemia nie jest jednak  własnością tylko jednej opcji politycznej! Czy  prawomyślny może być tylko  Polak Ak- owski i katyński, a PRL-owski już nie? I „słuszna” może być tylko armia polska na  Zachodzie, a ta na Wschodzie już nie? Czy tak  wielu Polaków ma się czuć obco we własnym kraju, własnej Ojczyźnie, własnym  życiu?  Zawinszowano nam wojnę Polaków z Polakami we własnym kraju, na własnej ziemi. Podzielono nas ze względu na przeszłość i poglądy. Na „nieaktywnych ugodowców” przypuszczono bezpardonowy atak, jako na niepatriotycznych, nawet nie-Polaków. Przyklejono im łatki „komuchów”, lub łagodniej, choć niemniej „odrażająco”, jak chce Pani Anita: „piewców PRL”.  Opinie o czasach, o ludziach, zdołają w dowolny sposób wykreować media. Kto panuje nad mediami, ten kreuje osąd opinii społecznej!   Nie ufajmy więc ankietom badającym „głos ludu” i opinie „większości”!  Wszystko może być spreparowane.

 

 

                 Tak pięknie charakteryzuje Pani Anita Ojczyznę, Patriotyzm:   Panie Andrzeju: tak, Ojczyzna to poezja, literatura, język, kultura, historia, dzieje narodu i jego zrywów, to tradycja narodowa (nawet jeśli trzeba się będzie przyznać do przywar!), to mogiły narodowe, a Patriota to ten, który - kiedy  trzeba, kiedy zachodzi taka konieczność dziejowa - broni tych wartości.

Musi Pan przyznać, że pojęcie wspólnoty narodowej rzadko jest odnoszone do nazwisk wielkich uczonych. Mówiąc o dziedzictwie mamy częściej na myśli dobra kultury jednak, dzieła malarstwa, literatury niż okrycia pierwiastków. (To chyba zbyt subiektywne) Co nie znaczy, że nie jesteśmy z nich dumni...  Bo oprócz zabytków, dorobku kultury wieków - jest jeszcze nadzieja w solidarność i tożsamość narodową. Nigdy Pan (ani ja) nie zgadnie ile osób przetrwało, bo wieść o tym zrywie, o każdym zrywie - dodawała ludziom siły! I przez taki pryzmat trzeba liczyć te ofiary. Przez pryzmat tych, którzy dzięki nim przetrwali.
                 Tak, zgadzam się, życie jest najcenniejszym darem, ale w chwilach tragicznych wyborów można stracić o wiele więcej niż życie.

                  I tu chciałbym prosić Panią Anitę: Proszę powiedzieć, co cenniejszego jeszcze można stracić? Konkretnie... co jeszcze można było stracić, bo właśnie w Warszawie w Powstaniu to się wszystko spełniło... i życie i dorobek kultury kilku wieków. Czy jeszcze coś zostało, co można było stracić? Że nadzieja umiera ostatnia?  

 

                  Rzuca Pani Anita duże oskarżenie pod adresem autora i rozmówców  tej strony: „Ów patriotyzm płynie od piewców PRL-u i tych, którzy wyjechali do Niemiec...”  Znakiem tego ani ja, jako „piewca PRL-u”, ani moi koledzy, mieszkający obecnie w Niemczech,  nie są upoważnieni do podejmowania tego tematu? My to więc gorsza kategoria Polaków? Pewnie jest to patriotyzm nieprawomyślny i od nas płynąć nie może? Kontynuuje Pani myśl „Braci”? Brawo! Ciekawe, co zrobimy w takim razie z góralami, wyjeżdżającymi „ za chlebem za  wielką wodę”, z Mickiewiczem, Skłodowską...  itd.  Kto więc ma monopol na prawomyślność patriotyzmu, wreszcie narodowości, Pani zdaniem? A ci, którzy w ankiecie "mutersprache", piszą: polnisch? Co Pani o tym  sądzi?

                 Strona próbuje definiować te pojęcia współcześnie, bo mamy dziś dość doświadczenia, żeby się o to pokusić. Ale Pani do tej dyskusji nie jest przygotowana.  Nie będę przedstawiał  certyfikatów mej prawomyślności, ale zapewniam Panią Anitę, że mogę bez trudu przebić Jej Adama Bienia.  

 

                

 

8. Co na to młodzież?

 

                 Dziś najznamienitsi socjologowie doszukują się przyczyn, dlaczego współczesne młode pokolenie nie jest patriotyczne? Po prostu nie ulega demagogii i nie odpowiada mu nieracjonalna, emocjonalna oferta mijających pokoleń. Młodzież nie przyjęła koncepcji katyńsko- ak-owskiej, jako wyłącznej, a PRL-owską  jej skutecznie zohydzono. Nie umie doszukać się konsekwencji i logiki w przekazywanej mu tradycji niezgody, podziałów i skłócenia Polaków. Do dzisiejszej młodzieży nikt z takimi poglądami się nie przebije. Są dla niej po prostu śmieszne. Obce. Tym sposobem odebrano Polakom Polskę! Tym młodym, ale także tym starszym pokoleniom. Ile czasu musi upłynąć, aby mieszkańcy tej wspólnej ziemi poczuli się znów jednym, zgodnym Narodem?

 

Z Internetu 8.04.2008 r.  Co dzieci III RP sądzą o PRL? 

                 "Newsweek" spytał w dniach 15-18 marca 2008 r. grupę ponad 300 ludzi w wieku od 15 do 24 lat o to, co myślą i wiedzą o PRL. To ci, którzy urodzili się już w wolnej Polsce lub tuż przed przełomem 1989 r. Dla nich PRL to zamierzchła przeszłość, o której dowiadują się z książek, filmów i od rodziców. Ani serial "Czterej pancerni i pies", ani agent 07 do spółki z Klossem nie zamieszali im w głowach. Wiedzą, że Polska Ludowa była krajem trudnym we współżyciu, ale nie oceniają jej przesadnie surowo. Śmieją się z tego, co było śmieszne, poważnie traktują to, co na powagę zasługuje. Aż 46% ankietowanych młodych ludzi podchodzi obojętnie do polityków, którzy odwołują się do martyrologii z czasów PRL. Dla 21% podkreślanie zasług w walce z tamtym ustrojem jest śmieszne, a dla 19% - denerwujące. PRL to państwo wielu ograniczeń, które bardzo utrudniały życie - uważa 63% badanych. Dla 71% tamte czasy stanowią przestrogę dla współczesnych, a dla 49% inspirację.  Dzieci III RP mają za nic opozycyjną przeszłość współczesnych polityków - wynika z sondażu SMG/KRC dla "Newsweeka".

 

 

9. Bicie się w piersi

                    Chcę jeszcze wrócić  do „kamieni”, które bezskutecznie proponowałem usunąć z dyskusji.  Sama Pani Anita przyznała jednak, że złośliwość  przesądza o zabarwieniu Jej refleksji. Doskonale Jej się to udało. Zostałem zaatakowany już po niespełna godzinie, od pojawienia się tekstu w necie. Nie czuję się zatem zobowiązany do zachowywania należytych form grzecznościowych. Zastosowałem z moją adwersarką adekwatną formę retoryki, choć mi ona nie odpowiada, ale została na mnie wymuszona. Poradzę sobie jednak. 

                   Takie hasła Pani Anity:  „Irytuje mnie sposób przedstawiania poglądów”, „Pana ocena dziejów jest mi  obca i przeczytałam... z niemałą trwogą”, „Pana poglądy na temat zasług PRL-u są mi obce, nie podzielam ich.”  ,„Profesor ciepło i żartobliwie... pan-niegrzeczna kąśliwość”, „Nie utożsamiam się niemal z żadnym Pana poglądem”.  odbieram jako emocje i złośliwości, jako po prostu bezsilne i bezradne „tupanie”. Chyba to trochę skromna argumentacja i żadna zawartość merytoryczna, jak na poruszany kaliber tematów? „Przestrasza mnie ilość wykrzykników” (podkrzykiwanie). „Ja używam wykrzykników, ale w  mniejszych ilościach i innych okolicznościach.” Że ja niby stosuję ich akurat za dużo i niewłaściwie? Jest ich dokładnie tyle, ile trzeba! A język polski odbierałem u Profesora Gurgacza w sławnej i świetnej wtedy szkole TPD w Chorzowie, z niezłym skutkiem.  Przy okazji: Chciano „przyłożyć” „Mozartowi”, nie bacząc, że zrobiono to z pozycji „Cesarza liczykrzyka” – nie wiem, czy Pani Anita to zauważyła i wątpię, czy tak zamierzała?

                 Chciałem ugodowo udać, że tych ataków nie dostrzegam  i nawet naiwnie napisałem:  „A swoją drogą: ciepło mi z wami... właśnie za ten sentyment...”,  ale  zostało to zdeptane i wypowiedzi nadal ograniczały się do nieprzyjaznych wycieczek osobistych, mimo solennych  obietnic, że ich więcej nie będzie („staram się”).

 „Nie potraktowałam polemiki personalnie” – pisze Pani Anita. Wprost przeciwnie! Jak najbardziej personalnie! I tego się nie da ukryć!

                W pewnym momencie stwierdza Pani Anita nawet, że mój wywód nie jest potrzebny, bo akurat wyjaśniła Ona, co prof. Paprocki miał na myśli. Daruje Pani...to nie lekcja na temat: „co poeta miał na myśli, pisząc...”  

               Moja ocena PRL-u jest Pani obca, jak Pani pisze, ale też, jak widać, obce są Pani fakty z tamtych czasów. Jest Pani hermetycznie zamknięta na wieści z historii spoza znanych i akceptowanych  Pani autorytetów. O jakiej Polsce zatem  chce Pani na tym forum mówić? Pani swojej ojczyzny w ogóle nie zna, a co gorsza, nie chce znać!   

 

 

10. Na zakończenie kilka „krótkich piłek”.

 

                  Pojawiło się jednakże kilka  myśli merytorycznych,  godnych refleksji. Pisze Pani Anita:    

Czy Pan wie - tak dla samego siebie - co jest najgorzej odebrać człowiekowi?

Wiem, wiem! Poeci o tym mówią: nadzieja! Ale ona dotyczy wyłącznie ludzi żywych!  

 ... co chwila oprowadzam jakiegoś cudzoziemca (z kraju, gdzie nie występował PRL) po Starówce w Warszawie. Tam są gabloty ze zdjęciami zrównanej z ziemią Warszawy. I nie ma racji ani Pan, ani Gen. Andres: żadna z tych ofiar nie była bezsensowna. Straszliwa - tak, ale nie bezsensowna.

Proszę coś opowiedzieć o tym sensie. Bardzo to może być ciekawe nie tylko dla mnie, ale pewnie dla wielu, zwłaszcza młodych czytelników...

Wolałabym chyba stracić dziesięć pierwszych lat po wojnie na kłótniach i sporach narodowych  

 (A ja się cieszyłem , że nie kłóciliśmy się, a budowali),

ale toczonych w wolnym kraju 

(Proszę to rozwinąć, co to znaczy „wolny kraj”?  Dla Wajdy to film „Katyń” , dla robotnika to chleb powszedni, spokojna praca nie zagrożona bezrobociem, godny byt, zabezpieczenia socjalne. Można to poszerzyć...)

Przez pamięć dla Grzegorza Przemyka, dla ks. Popiełuszki,

(o ikonach kk już  wspomniałem, aby ich nie nadużywać, zbyt to ryzykowne, bo niejednoznaczne właśnie w wydaniu kk – akurat ks. Popiełuszko był po prostu aktywnym, jawnym działaczem opozycji politycznej, do którego dyspozycji udostępniono dość znaczące medium: ambonę)

I nawet jeśli ma Pan chęć zarzucić mi jednostronność spojrzenia i demagogię, to powiem tak: wolę tę swoją od tej, którą Pan uprawia.

( każdy rozumny człowiek ustawia sobie hierarchię wartości po swojemu, na miarę swoich możliwości i potrzeb... tu jednak oczekiwałem dyskusji na argumenty, a nie „tupania”)

„Bym się chyba wstydziła pokazywać nienaruszone pomniki i budowle.”  

Przecieram oczy z niedowierzaniem i zdumieniem!  To powala totalnie!  Mają więc wstydzić się ci oprowadzani po Warszawie  Francuzi, Hiszpanie, Włosi, itd. nie mówiąc o Czechach, że nie legły w gruzach ich stolice? To już całkowicie poza bandą (używając młodzieżowego slangu Pani Anity)!

Przecie dziś jest Pani już dorosła, blisko 50-latka, a opowiada jak licealna trzpiotka!  

 

                   Pisze Pani: Tylko niech Pan poczyta Mickiewicza Belgowi czy Holendrowi i każe coś z tego zrozumieć? To w czym tkwi nasza narodowa odmienność, świadomość, wyjątkowość?  Powiem tak: Belg, czy Holender nie zrozumie Mickiewicza, ale też nie zrozumie powyższej mentalności, ani dzisiejszej wojny Polaków z Polakami!

 

                   Czy Pani wyznanie:  nie przyswajam już nic  należy brać dosłownie, czy tylko w przenośni?  (Ma bowiem znamiona prawdziwości  bez  przenośni).  Ja się tylko pytam.  Jak Palikot się pytam...  Proszę nie poczuć się od tego zaraz prezydentem!    (To a propos „Mozarta”, jakby ktoś nie kojarzył...)

 

                   Proponuję dla Pani Anity motto (zresztą jej własny tekst):

„wolał nie mówić nic - niż się bez potrzeby narażać”

 

                   Na zakończenie pisze Pani Anita: Nie mam czasu - a co ważniejsze: chęci - boksować się z  Panem, z uprawianą przez Pana demagogią na temat tego okresu w dziejach Polski, który nie powinien nastąpić, którego nie powinno być.

                   Powiem tak: rzeczywiście, nie powinno być w dziejach Polski różnych okresów: ani rozbiorów, ani Targowicy, ani królów i biskupów zdrajców, ani wojen. Ciągnąc Pani myśl: ani PRL-u, ani ... Powstania Warszawskiego... Ale jednak to wszystko było! Dajmy więc świadectwo prawdzie o tym wszystkim, co było, chciane, czy nie chciane.         

                   A do boksowania, nawet bardzo agresywnego przystąpiła Pani z własnej i nie przymuszonej woli, choć nawet poza zaproszonym gronem...  

 

 

11. Posłowie

              Dzięki aktywności Pani Anity, mogłem poszerzyć i uzupełnić mój wywód „Kontrowersje”, bowiem uświadomiła mi, że niektóre tematy niezbyt głęboko wyeksponowałem, przyjmując raczej, że są oczywiste i znane. Poszerzenie z pewnością będzie pomocne zwłaszcza dla młodszych czytelników.

 

                Być może każdy dyskutant, czy czytelnik, mimo wszystko  pozostanie przy swoich poglądach.  Jednak mam nadzieję, że samo zaistnienie tego wywodu spowoduje przynajmniej wzbudzenie wątpliwości, a może nawet wymusi  weryfikację poglądów.  Przecie prócz bezgranicznego zaufania do autorytetów,  które sami przyjęliśmy, mamy jeszcze swój własny osąd, umysł, swobodę analizy. Nie bójmy się! Wszak „tylko krowa nie zmienia poglądów...”.

 

                 Dziękuję Wszystkim PT Czytelnikom i aktywistom za uczestnictwo i wytrwałość. To chyba już będzie wersja ostateczna wywodu.

 

                                                      Z poważaniem

                                                                                       Andrzej Nowakowski  401@wp.pl 

27.04.2008 r. 


Komentarz: 

Tadeusz Binek  tadeusz@binek.pl  http://www.binek.pl/
1.

Znów się wtrącam, a to w związku z pytaniem, co dziś jest patriotyzmem w Polsce?. Chciało by się powiedzieć najprościej, pisze tak też Andrzej Nowakowski, że w czasie pokojowym to przede wszystkim dobra, sumienna i uczciwa praca dla społeczeństwa oraz państwa, jego rozwoju. Faktycznie taka definicja była jak najbardziej słuszna i racjonalna w czasach PRL. Np. w kilku latach, gdy na mnie spoczywała odpowiedzialność za przygotowanie, planowanie i koordynację budowy nowych osiedli mieszkaniowych w Krakowie, zamieszkało w nich ok. 80 tys. mieszkańców. Pracy poświęcałem się, można powiedzieć bez reszty, i cieszą mnie do dziś te kilkanaście nowych osiedli, a było z nimi wiele problemów.

Tak można powiedzieć też o wszystkich budowniczych w Polsce Ludowej, jak to opisał też autor blogu Andrzej. Niesamowita odbudowa Warszawy (w ciągu 20 lat 1,5 mln mieszkańców), setki osiedli i kilka nowych miast, tysiące fabryk, całych nowych gałęzi przemysłowych itd. Np. nowohucki kombinat stalowy dał w 1979 r. już 7, 2 mln ton stali, więc ponad 4 razy więcej niż całe hutnictwo w 1938 r. w Polsce. Wszystko to pomnażało majątek narodowy i siłę państwa polskiego. Na pewno udział w tym dziele można by określić sprawiedliwie i słusznie mianem patriotyzmu, bo patria=ojczyzna, a dla mego pokolenia Polaków była nią istniejąca realnie PRL. Chociaż dzisiaj niektórzy nazywają to kolaboracją?

2.

Ale jak dzisiaj zdefiniować patriotyzm w “pełni suwerennej” III Rzeczypospolitej? Czy dziś dobrze pracujący hutnik w Nowej Hucie jest patriotą swego “wolnej” ojczyzny? Otóż państwo ma z tej huty tyle ile ściągnie do budżetu podatku z płacy tegoż hutnika i podatku od dochodu huty, jeśli jej właściciel go łaskawie ujawni, a ma dziesięć sposobów, żeby tego nie zrobić. Obecnie właścicielem Huty im Lenina, potem Huty im Sendzimira, a obecnie Lakshmi Mittel Steel-Poland jest 54-letni Hindus. Kupił ją, również huty Katowice, Cedler i Florian na Śląsku za kilka % kosztów ich wartości. Kupił też w ciągu ostatnich 25 lat huty w Indonezji, Kazachstanie, Słowacji, Czechach, Płd. Afryce, Rumunii, na Ukrainie. Zyski skrupulatnie odprowadza, ma bowiem wielkie potrzeby. Rozbudowuje nadal swój globalistyczny koncern, poza tym kupił najdroższą w świecie rezydencję w Londynie, a np. ślub córki w Wersalu, który trwał 5 dni, kosztował go ponad 100 mln $. Zaś produkcja w NH wynosi ok. 1,2 mln t stali, pracuje 1 wielki piec (w 1980 r. było ich pięć), zatrudnionych jest ok. 6 tys. ludzi, a było 32 tys.

Rok temu zanosiło się na strajk hutników w Nowej Hucie o większe zarobki, bo Hindus płaci bardzo marnie - może to byłby patriotyzm, bo po wygranym strajku byłyby większe podatki do budżetu? Ale hutnicy bali się, że ich pracodawca wtedy w ogóle zamknie hutę, więc nie strajkowali i zachowali się chyba jednak bardziej patriotycznie, nie ryzykując przejścia na zasiłki dla bezrobotnych z budżetu państwowego? Fakt, tego dylematu hutniczego: pracy dla obcego właściciela i patriotyzmu do państwa polskiego, nie jestem w stanie rozsądzić. Ciekawe jakie zdanie mieliby w temacie sami hutnicy, którzy, jak najbardziej “patriotycznie”, wystrajkowali sobie w latach 80-tych obecną III Rzeczypospolitą i upadek własnego zakładu pracy. Ja nawet pytałem, ale trafiłem akurat na takich, co nie angażowali się w rekonstrukcję przedwojennego ustroju kapitalistycznego w III RP i bardzo klęli.

A co zrobić z bezrobotnymi i tymi co wyemigrowali za pracą, zostawiając ojczyznę, w której się wychowali i wyedukowali? A jest ich kilka milionów. Czy zakwalifikować ich od razu jako nie patriotów?

3.

Tak więc w każdym bądź razie rzetelna i uczciwa praca chyba nie może być jednak obecnie głównym kryterium patriotyzmu. Więc co?.

Na to pytanie odpowiedziała już po swojemu tutaj p. Anita, że patriotą polskim jest ten, kto w razie potrzeby broni wartości narodowych swej ojczyzny. Te wartości to: poezja, literatura, język, kultura, historia, dzieje narodu i jego zrywy, tradycje narodowe, choćby nawet były przywarami. W razie potrzeby, więc kiedy? - Gdy ojczyzna zagrożona i napadnięta? Bardzo się o taką potrzebę starają bracia Kaczyńscy, ale może im się nie udać. Więc tymczasem chyba muszą wystarczyć własne misje pokojowe do Iraku, Afganistanu, Kosowa, czy innego Czadu; wiece w obronie Tybetu, okupowanego od 60 lat przez Chinczyków; obrona konstytucji UE przed kartą praw pracowniczych, kontrmanifestacje antygejowskie i takie inne. Przy tym wszystkim najgłośniej i konkretnie do patriotyzmu odwołują się historycy z IPN. Wyraźnie kojarzy im się on z walką z nieboszczką PRL, z koniecznością zniszczenia i wytrzebienia wszystkiego co wtedy zbudowano, stworzono, napisano, do potępienia całego dorobku dwóch pokoleń, jakie ciężko pracowały i odbudowały kraj po wojnie. W tym też celu lustrują zawzięcie wszystkich kolaborantów, służących i pracujących dla Polski Ludowej, dla jej instytucji i służb, nie wyłączając nawet hierarchów kościelnych. To rzeczywiście jest ciężka praca, doskonale pasująca, pasjonująca i odpowiednia dla tych frustratów, nienawistników, paranoików i nieudaczników życiowych, których tłum w IPN. Ze względu na ich przyrodzone kompleksy jest im bardzo potrzebne przyznanie monopolu na patriotyzm. I robią w tym kierunku co mogą, częściowo zresztą z sukcesem. No to może “dzisiejszy patriotyzm” to jest to właśnie co oni wyprawiają? ...

Tak czy siak moherowy, abstrakcyjny patriotyzm, jaki zdefiniowała tu Anita też mi oczywiście nie odpowiada, więc pasuję w temacie....

4.

Jeszcze tylko mały wtręt do przekonania Anity, że Polska by się bez PRL, tj. nacjonalizacji przemysłu, reformy rolnej, zmian politycznych, krótko mówiąc, jako kontynuacja przedwojennej sanacyjnej rzeczywistości, też szybko odbudowała i rozwinęła. A kuku!. Przecież wróciła nam ta piękna II RP w 1989 r. Szybko zaistniało z powrotem 200 skłóconych wzajemnie partii, Balcerowicz zlikwidował w marszu połowę przemysłu, zbudowanego w PRL, znaczną część fabryk “odsprzedał” zachodnim koncernom, które przejęły tez 80% banków, instytucji ubezpieczających, prasy, handel hipermarketowy, wróciło z nadmiarem bezrobocie. Państwo polskie szybko skarlało do roli siły roboczej dla Zachodu itd. I co dzisiaj może oferować swym obywatelom? Nieudolność i niemoc w budowie autostrad, mieszkań pracowniczych, bezpieczeństwa publicznego, uszczuplanie służby zdrowia. A pierwszy lepszy przykład niemożności to partactwo w przygotowaniu EURO 2012.

 

Była szansa na hasło np. “2000 km autostrad i 12 stadionów na 2012 rok”, jak ongiś w 1966 r. “Tysiąc szkół na Tysiąclecie”, gdy w trzy lata zbudowano 2800 nowych szkół, lub w 1949 r. “Razem budujemy Nową Hutę”. Można było spodziewać się (przez moment), że zakończona zostanie wojna polsko-polska i cały naród zabierze się do budowy autostrad i stadionów. Lecz obaj Kaczyńscy, premier pospołu z prezydentem, oświadczyli, że ich misją dziejową jest nieodmiennie lustracja, deubekizacja i w ogóle dePRLizacja, które jedynie mogą zapewnić rozwój i postęp III Rzeczypospolitej, w tym również sukces Euro 2012. Więc w okienku TVP już przeszło rok oglądamy jedynie polityczne głowy, zapewniające, że niezbędne ustawy, plany i harmonogramy są opracowywane i kiedyś tam przedstawione zostaną ciekawej gawiedzi. Ongiś w 1949 r. Inż. Tadeusz Ptaszycki opracował koncepcję miasta Nowa Huta w kilka tygodni, jeszcze plan generalny nie został zatwierdzony, gdy w czerwcu rozpoczęto roboty przy pierwszych budynkach pierwszego osiedla, a w grudniu zamieszkali w nich pierwsi mieszkańcy. Po pięciu latach było ich już w Nowej Hucie 30 tysięcy. To też uważam, że materialne obiekty mogą powstać tylko w wyniku realnej pracy, a nie gadania, do czego zdolna jest tylko nasza rządząca prawica. Więc osobiście, jako inżynier architekt, powątpiewam, że na lustracyjnym kołowrotku autostrad i stadionów utkać się nie uda. I nie uratują nas w ostatniej chwili nawet Hiszpanie, czy inni Chińczycy.
Tadeusz Binek   Kraków, 27.04.2008 r.

 

 

Komentarze do tej strony:

Komentarz pochodzi od: Anita  02.05.2008 02:18:15

anita.zaplatka@yahoo.pl   

        Wcale nie jestem zaskoczona, ani też - przepraszam za sformułowanie - powalona na kolana Pana argumentami. Siłą rzeczy wyciąga Pan takie fragmenty, wypowiedzi, cytaty, które potwierdzają Pana tezę. PRL, chociaż się w nim wychowywałam, nie był moją ojczyzną. Moją ojczyzną jest Polska, której się taki podły czas w historii trafił. Czas, między innymi, prania mózgów, dorabiania filozofii do zamordyzmu, zakazów, pozbawienia swobody wyboru i upodlania człowieka kolejkami po papier do wycierania tyłka. Nie, Panie Andrzeju, moją ojczyzną PRL nie był. O ironio, jest Pan wytworem tamtego strasznego systemu i nawet Pan tego nie widzi. Na pocieszenie dodam tylko, że od tej chwili będzie Pan już miał zawsze rację, bo jak się dyskutuje samemu, to się ją zawsze ma. Mnie jest trochę szkoda czasu. Cieszę się tylko, że mojego umysłu nie udało się nikomu zniewolić. Anita P.S. Dyskutując ze mną ucieka się Pan do obrzydliwych uproszczeń tego, co napisałam, wyjmuje Pan zdania z kontekstu. Myślałam, że stać Pana na więcej. 

 

08.06.2008. Skopiowałem cały ten artykuł ze strony historyka, Pana T. Binka   http://www.binek.pl/  część: Artykuły publicystyczne:   Patriotyzm III Rzeczypospolitej (06.06.2008) http://www.binek.pl/6_t95.html  (przedostatni na dole), który nawiązuje do dyskusji na naszej stronie.  Andrzej Nowakowski

Patriotyzm III Rzeczypospolitej

Od 1989 roku, to jest od początków przekształcania Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w III Rzeczpospolitą, propagandowej publicystyce zwycięskich elit solidarnościowej władzy cały czas towarzyszą cztery słowa-hasła: Wolność, Niepodległość, Demokracja i Patriotyzm. Wszystkie one dotyczą abstraktów, ducha, wiary, przekonań i świadomości ludzkiej. Żadnego z nich nie da się zobaczyć, dotknąć, zważyć ani np. włożyć do garnka, by ugotować zupę. By móc o nich w ogóle sensownie dyskutować i je ocenić, wymagają wpierw zdefiniowania i oblepienia wieloma przymiotnikami i przysłówkami. Więc np.: jaka wolność? do czego - czy też - od czego? dla kogo? czyim kosztem? za jaką cenę? na jakich warunkach? Tu punktów widzenia być może bardzo wiele, bo i wielkie mamy w tym temacie doświadczenia historyczne, żeby wspomnieć choćby złotą wolność i liberum veto narodu szlacheckiego I Rzeczpospolitej. Niektórzy mówią, że były tak piękne i wzniosłe, że spowodowały likwidację I RP.
Mimo, ze tych haseł-wytrychów wciąż pełno w medialnej przestrzeni, to jakby uległy ostatnio pewnej inflacji i skorodowały wskutek wieloletniego nadużywania i nie przystawania do realnej rzeczywistości. Na przykład cóż bezrobotnemu bez pieniążków po wolności, niepodległości, czy nawet demokracji. Głodny i sponiewierany nie pójdzie też do muzeum narodowej martyrologii, by uprawiać w ten sposób patriotyzm. Właśnie ostatnio zapanowała szczególnie moda na prezentację, naukę i chwalenie się przez elitę rządzącą swym patriotyzmem. Więc konkursy na wypracowania szkolne, wspomnienia wojenne, powojenne i stanu wojennego, Powstanie Warszawskie i ruiny stolicy, ordery i krzyże zasług wojennych dla żywych i zmarłych, muzea i wystawy ociekające krwią pomordowanych, piosenki o niewinnych ofiarach i dyskusje o ich wielkiej chwale i znaczeniu dla ducha i woli narodu.
Zaraz po wojnie w Polsce Ludowej prawie pod przymusem wszystkich analfabetów (a było ich prawie 20 %) nauczono czytać i pisać. Zaś dziś ambicją rządzących w III RP jest nauczyć obywateli patriotyzmu, czyli miłości do ojczyzny. Wiadomo, ze ojczyzna to kraj urodzenia i jego historia, więc w skrócie patriotyzm to miłość do ziemi rodzinnej i jej grobów. Te groby i trumny trzeba czcić szczególnie i tym nauczyciele od patriotyzmu, głównie z IPN, zajęli się na masową skalę. Wszak na ołtarzach święceń ustawiane są przez IPN tylko trumny z ich własnymi przodkami, partiami i formacjami wojskowymi. To też nie wszyscy rodacy zgadzają się na te nauki trumiennego patriotyzmu. Stąd medialnemu nauczaniu patriotyzmu towarzyszy równolegle spontaniczna dyskusja o samym patriotyzmie i toczy się spór o to na czym w ogóle polega współczesny patriotyzm polski.
Otóż, prawie niechcąco, sam zaplątałem się w polemice na blogu „naszej klasy” mego znajomego z Chorzowa, na którym spierało się dwoje dyskutantów, przy wtrętach kilku statystów. On inżynier, już na wcześniejszej emeryturze, o znaczącym dorobku zawodowym, jako budowniczy koksowni na Śląsku. Ona humanistka, prawie 50-letnia, nauczycielka w Warszawie. Oboje chodzili do tego samego gimnazjum. Na blogu jego klasa została przez kronikarza szkoły spostponowana jako nie patriotyczna, gdy szkoła jako 11-latka nosiła imię TPD (lata 50.). Uczniowie jej klasy (lata 70.) byli już patriotami, szkoła była wtedy liceum i nosiła imię J. Słowackiego. On więc bronił na blogu właściwie w ogóle PRL, ona na niej wieszała psy, mszcząc się za swe krzywdy, bo musiała chodzić na pochody 1-Majowe.
On: - „Ta nasza szkoła, nasza wiedza historyczna, nauczyła nas ze wszech miar realizmu, w niczym nie umniejszającego naszego patriotyzmu. ....Chcemy się odwoływać w szczególności do losu żyjących, a nie martwych Rodaków! Do ich chleba powszedniego. Ojczyzna, to godne życie obywateli tego Narodu! Jego ochrona! A groby... zostawmy poetom. Oni i tak już za dużo zagmatwali w mentalności Polaków, każąc im beznadziejnie umierać! ....Po 1989 roku do dzieła wzięli się nowi „patrioci”. Oni zamierzali zburzyć wszystko, co pozostało po PRL. Kto ich tak ukształtował? Zaczęliby od Pałacu Kultury w Warszawie. Bo to pomnik niechlubnej przeszłości. Szpeci Warszawę. ...Ciekawe, czy poszłoby tak łatwo z obrzydzanymi blokowiskami, w których mieszka do dziś zapewne połowa Polaków? A co z kościołami, wzniesionymi z powojennych ruin przez komuchów właśnie? A co z Zamkiem Królewskim w Warszawie!? Wszak to pomnik Gierka! I pomyśleć, że to wszystko, to właśnie PRL!”...
Ona: - „Ojczyzna to poezja, literatura, język, kultura, historia, dzieje narodu i jego zrywów, to tradycja narodowa (nawet jeśli trzeba się będzie przyznać do przywar!), to mogiły narodowe, a Patriota to ten, który - kiedy trzeba, kiedy zachodzi taka konieczność dziejowa - broni tych wartości.... Pojęcie wspólnoty narodowej rzadko jest odnoszone do nazwisk wielkich uczonych. Mówiąc o dziedzictwie mamy częściej na myśli dobra kultury, dzieła malarstwa, literatury niż okrycia pierwiastków. .... Oprócz zabytków, dorobku kultury wieków - jest jeszcze nadzieja w solidarność i tożsamość narodową. Nigdy Pan (ani ja) nie zgadnie ile osób przetrwało, bo wieść o tym zrywie (Powstanie Warszawskie), o każdym zrywie - dodawała ludziom siły! I przez taki pryzmat trzeba liczyć te ofiary. Przez pryzmat tych, którzy dzięki nim przetrwali.”....
Tak więc oboje dyskutanci oglądają świat przez inne okulary. Spektrum jego światopoglądu to: -materializm, racjonalizm, realizm, nauka, doświadczenie, praca, budowa, tworzenie, odpowiedzialność. W jej światopoglądzie dominują: uczucia, emocje, duch, wiara, nadzieja, mity, marzenia, religia, poezja, literatura piękna, tradycje narodowe, ostra rusofobia (po babci). Czy mogą się wzajemnie dogadać? Raczej nie. Gdy on pisze o wzroście produkcji energii elektrycznej, czy stali, to dla niej jest zupełnie obojętne: gdzie, kiedy, o ile, w litrach czy tonach. Gruzy Warszawy są pięknym epizodem naszej historii, można się nimi pochwalić i pokazać fotki wnukom i obcokrajowcom. Zaś to kiedy i jakie krasnoludki potem je odbudowały to już dla niej jest bez znaczenia. Mimo to włączyłem się do dyskursu, by wesprzeć przyjaciela i samemu „dorozumieć” na czym może polegać w ogóle patriotyzm w obecnej naszej III Rzeczypospolitej. Ze zgrozą konstatuję, że nie wiem. Przerzucam poniżej kawałek swojego postu:

-
Co dziś jest patriotyzmem w Polsce?. Chciało by się powiedzieć najprościej, że w czasie pokojowym patriotyzm to przede wszystkim dobra, sumienna i uczciwa praca dla społeczeństwa, oraz własnego państwa, jego rozwoju. Faktycznie taka definicja była jak najbardziej słuszna i racjonalna w czasach PRL. Np. w kilku latach, gdy na mnie spoczywała odpowiedzialność za przygotowanie, planowanie i koordynację budowy nowych osiedli mieszkaniowych w Krakowie, zamieszkało w nich ok. 100 tys. mieszkańców. Pracy poświęcałem się, można powiedzieć, bez reszty i cieszą mnie do dziś te kilkanaście nowych osiedli, a było z nimi wiele problemów.
Tak można powiedzieć też o wszystkich budowniczych w Polsce Ludowej. Niesamowita odbudowa Warszawy (w ciągu 30 lat 1,4 mln mieszkańców), setki osiedli i kilka nowych miast, tysiące fabryk, całych nowych gałęzi przemysłowych itd. Np. nowohucki kombinat stalowy dał w 1979 r. już 7, 2 mln ton stali, więc ponad 4 razy więcej niż całe hutnictwo w 1938 r. w Polsce. Wszystko to pomnażało majątek narodowy i siłę państwa polskiego. Na pewno udział w tym dziele można by określić sprawiedliwie i słusznie mianem patriotyzmu, bo patria=ojczyzna, a dla mego pokolenia Polaków była nią istniejąca realnie PRL. Chociaż dzisiaj niektórzy nazywają to kolaboracją?
Ale jak dzisiaj zdefiniować patriotyzm ponoć w „pełni suwerennej” III Rzeczypospolitej? Czy dziś dobrze i uczciwie pracujący hutnik w Nowej Hucie jest patriotą swej „wolnej” ojczyzny? Otóż państwo ma z tej huty tyle ile ściągnie do budżetu podatku z płacy tegoż hutnika i podatku od dochodu huty, jeśli jej właściciel go łaskawie ujawni, a ma dziesięć sposobów, żeby tego nie zrobić. Obecnie właścicielem Huty im Lenina, potem Huty im Sędzimira, a teraz Lakshmi Mittel Steel-Poland jest 54-letni Hindus. Kupił ją, również huty Katowice, Cedler i Florian na Śląsku za kilka % kosztów ich wartości. Kupił też w ciągu ostatnich 25 lat huty w Indonezji, Kazachstanie, Słowacji, Czechach, Płd. Afryce, Rumunii, na Ukrainie. Zyski skrupulatnie odprowadza, ma bowiem wielkie potrzeby. Rozbudowuje nadal swój globalistyczny koncern, poza tym kupił najdroższą w świecie rezydencję w Londynie, a np. ślub córki w Wersalu, który trwał 5 dni, kosztował go ponad 100 mln $. Zaś produkcja w NH wynosi ok. 1,2 mln t stali, pracuje 1 wielki piec (w 1980 r. było ich pięć), zatrudnionych jest ok. 6 tys. ludzi, a było 32 tys.
Rok temu zanosiło się na strajk hutników w Nowej Hucie o większe zarobki, bo Hindus płaci bardzo marnie - może to byłby patriotyzm, bo po wygranym strajku byłyby większe podatki do budżetu? Ale hutnicy bali się, że ich pracodawca wtedy w ogóle zamknie hutę, więc nie strajkowali i zachowali się chyba jednak bardziej patriotycznie, nie ryzykując przejścia na zasiłki dla bezrobotnych z budżetu państwowego? Fakt, tego dylematu hutniczego: pracy dla obcego właściciela i patriotyzmu do państwa polskiego, nie jestem w stanie rozsądzić. Ciekawe jakie zdanie mieliby w temacie sami hutnicy, którzy, jak najbardziej „patriotycznie”, wystrajkowali sobie w latach 80-tych obecną III Rzeczypospolitą i upadek własnego zakładu pracy. Ja nawet pytałem, ale trafiłem akurat na takich, co nie angażowali się w rekonstrukcję przedwojennego ustroju kapitalistycznego i bardzo klęli, miast rzeczowo odpowiadać na pytania A co zrobić z bezrobotnymi i tymi co wyemigrowali za pracą, zostawiając ojczyznę, w której się wychowali i wyedukowali? A jest ich kilka milionów. Czy zakwalifikować ich od razu jako nie patriotów? Tak więc w każdym bądź razie rzetelna i uczciwa praca chyba nie może być jednak obecnie głównym kryterium patriotyzmu. Więc co?.
Na to pytanie odpowiedziała już tutaj po swojemu Anita, że patriotą polskim jest ten, kto w razie potrzeby broni wartości narodowych swej ojczyzny. Te wartości wg niej to: poezja, literatura, język, kultura, historia, dzieje narodu i jego zrywy, tradycje narodowe. W razie potrzeby, więc kiedy? - Gdy ojczyzna zagrożona i napadnięta? Bardzo się o taką potrzebę starają bracia Kaczyńscy, ale może im się nie udać. Więc tymczasem chyba muszą wystarczyć własne misje wojskowe do Iraku, Afganistanu, Kosowa, czy innego Czadu; wiece w obronie Tybetu, okupowanego od 60 lat przez ChRL; obrona konstytucji UE przed kartą praw pracowniczych, kontrmanifestacje antygejowskie i takie inne.
Przy tym wszystkim najgłośniej i konkretnie do patriotyzmu odwołują się historycy z IPN. Wyraźnie kojarzy im się on z walką z nieboszczką PRL, z koniecznością zniszczenia i wytrzebienia wszystkiego co wtedy zbudowano, stworzono czy napisano, do potępienia całego dorobku dwóch pokoleń, jakie ciężko pracowały i odbudowały kraj po wojnie. W tym też celu lustrują zawzięcie wszystkich kolaborantów, służących i pracujących dla Polski Ludowej, dla jej instytucji i służb, nie wyłączając nawet hierarchów kościelnych. To rzeczywiście jest ciężka praca, doskonale pasująca, pasjonująca i odpowiednia dla tych frustratów, nienawistników, paranoików i nieudaczników życiowych, których tłum w IPN. Ze względu na ich przyrodzone kompleksy jest im bardzo potrzebne przyznanie monopolu na patriotyzm. I robią w tym kierunku co mogą, częściowo zresztą z sukcesem. No to może „dzisiejszy patriotyzm” to jest to właśnie co oni wyprawiają? ...
Tak czy siak moherowy, abstrakcyjny patriotyzm, jaki zdefiniowała tu Anita też mi nie odpowiada, więc pasuję w temacie....
Jeszcze tylko mały wtręt do przekonania Anity, że Polska by się bez PRL, tj. nacjonalizacji przemysłu, reformy rolnej, zmian politycznych, krótko mówiąc, jako kontynuacja przedwojennej sanacyjnej rzeczywistości, też szybko odbudowała i rozwinęła. A kuku!. Przecież wróciła nam ta piękna II RP w 1989 r. Szybko zaistniało z powrotem 200 skłóconych wzajemnie partii, Balcerowicz zlikwidował w marszu połowę przemysłu, zbudowanego w PRL, znaczną część fabryk „odsprzedał” zachodnim koncernom, które przejęły tez 80% banków, instytucji ubezpieczeniowych, prasy, handel zagraniczny i hipermarketowy, wróciło z nadmiarem bezrobocie. Państwo polskie szybko skarlało do roli siły roboczej dla Zachodu itd. I co dzisiaj III RP może oferować swym obywatelom? Nieudolność i niemoc w budowie autostrad, mieszkań pracowniczych, bezpieczeństwa publicznego, uszczuplanie służby zdrowia.... A pierwszy lepszy przykład niemożności to absolutne dyletanctwo w przygotowywaniu EURO 2012.


Kraków, 06.06.2008;  Tadeusz Binek  


 

 

Przejdź do Linków (odsyłaczy) z lewej strony u góry (MENU):

 


         5. Kolumbowie raz jeszcze (poszerzenie tematu Powstania Warszawskiego)
         6. Chrzanowszczycy  (Skąd to pojęcie? Ale też Wawel, św. Stanisław, sarkofag
                        marszałka Piłsudzkiego i inne)
                   --  Profesor Ignacy Chrzanowski ( I los Profesury krakowskiej w 1939 roku)
                   --  Profesor Franciszek Gurgacz ( Życiorys mojego wychowawcy przez 4    
                        lata ogólniaka TPD)
         7.Ostatnie 20 lat  (Ocena współczesności w różnych artykułach i komentarzach)
         8. Galeria fotografii
         9. Koledzy piszą
        10. Kalendarium
        11. Linki (odsyłacze) bardziej, lub mniej związane z głównym artykułem
        12. Najnowsze
        13. Aktualizacja








 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 10 odwiedzający  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja